A w takim razie ja wypaliłbym sobie w łeb, a Linowska poszłaby do więzienia...
„Prawda, że najzacniejsza kobieta chciała mnie wysłać do Grudy; ale czy miałbym prawo jechać w bezpieczne miejsce, gdy Lisowski i Chrzanowski są w oddziale, tułają się, niepewni dnia, ani godziny?...
„Wreszcie, czy oddział Zająca jest słabszy od tego, jaki ja wyprowadziłem do Słomianek?... Czy ludzie, składający go, nie mają tych nadziei, jakie miałem ja sam, werbując ochotników dla siebie?... Dziś dowództwa nigdy nad nimi nie objąłbym; ale, będąc z nimi, mogę ich powściągnąć od bandytyzmu.“
W tej chwili uderzyła go gałąź świerku, zasypana śniegiem.
— Nie schodzić nabok!... — powtórzono znowu na froncie.
— Zła droga!... — mruknął ktoś.
— Dam ja ci, psia twoja mać, złą drogę!... — odparł głos zirytowany.
Świrski domyślił się, że oddziałowi szło nietylko o prędki marsz, ale i o zatarcie śladów.
— Pan naczelnik ma swój oddział, czy będzie przewodzić naszemu?... — zapytał go śpiewnie człowiek, idący obok.
— Nie mam oddziału i nie będę nikim dowodził. Pan dawno tu jest?
— Może z tydzień — szeptał człowiek, odziany w burkę — ale zdaje mi się, że już z rok...
— Co pana tutaj przygnało aż z Litwy?...
— Pan poznał?... At, zwyczajnie drobiazg... Postawiliśmy przy miasteczku figurę, a strażnicy chcieli ją rozwalić. Przemówilim się z jednym... On za szablę, ja za kłonicę... No i trzeba było uciekać z domu, bo teraz za opór strażnikom wieszają. A za przewracanie krzyżów świętych — pochwalają.
— Stój, równaj się!... — zakomenderowano. Świrskiemu zdało się, że poznał zakatarzony głos Dziewiątki.
Strona:PL Bolesław Prus - Dzieci.djvu/202
Ta strona została uwierzytelniona.