Strona:PL Bolesław Prus - Dzieci.djvu/206

Ta strona została uwierzytelniona.

czówkę, która jakby zepchnęła go z zamierzonej drogi i powoli odhartowywała. Na twarz wybiegły mu piekące rumieńce, gdy przypomniało mu się, że płakał wobec Linowskiej i gotów był porzucić swoje projekty dla Jadwigi!...
Na szczęście skończył się ten głupi sentymentalizm wraz z opuszczeniem Leśniczówki. Jak zaś demoralizująco oddziałał na niego pobyt między kobietami, przekonywa się dziś, gdy po parugodzinnem chodzeniu czuje się zmęczonym.
Jakiś wyraz, głośniej wypowiedziany u wejścia do jaskini, zwrócił uwagę Świrskiego; więc przestał rozmyślać i zaczął słuchać. Przy blasku ognia doskonale odróżniał kilka postaci. Człowiek, który palił fajkę, był w burce, miał rzadki zarost rudawy i twarz bladą jak kreda. Ten, który trzymał imbryk, był również w burce; ale twarz miał koloru miedzianego, ciemny, nieporządnie utrzymany zarost i włosy długie, które chyba nigdy nie pamiętały grzebienia. Trzeci człowiek, w paltocie i czapce z daszkiem, był odwrócony do Kazimierza tyłem. Kilku innych trudno było dojrzeć przy migotliwem ognisku; czasem jednak ukazało się czyjeś ucho, innym razem blond broda, albo błysnęła jakaś twarz na mgnienie oka.
Człowiek z imbrykiem. A co to za jeden, ten młody?... Niedługo chyba zaczną tu przychodzić nawet strażnicy...
Człowiek z fajką. To znajomy kapitana i tych uczniaków. Podobno bardzo bogaty!...
Człowiek z imbrykiem. To poco do nas przyszedł, jeżeli bogaty?...
Głos z cieniu. Każdy ma prawo walczyć za wolność...
Człowiek z imbrykiem. O, pan dużo wojuje za wolność!... Kto ma pieniądze, ma i wolność; zatem poco taki młody snuje się między nami?...
Drugi głos z cieniu. Może chce się zabezpieczyć, kiedy przyjdzie czas podziału.
Głos z cieniu. W Ameryce każdy może robić, co mu