— Pewnie kapitan napadł ten oddział, który miał aresztować kolegę-naczelnika — mówił Litwin.
— A pan skąd wie o tem?...
— Zdaje się, że w oddziale wszyscy wiedzą... Dziewiątka mówił...
Na te słowa w Świrskim wybuchło uczucie, graniczące jakby z rozpaczą. Jeżeli Zajączkowski napadł kozaków, którzy poszukiwali go, to znaczy, że Świrski już ostatecznie i nieodwołalnie jest związany z bandytą, którego wprawdzie podziwia za odwagę, ale jednocześnie czuje do niego głęboki wstręt. Ileż to razy marzył on o tych salwach karabinowych, o nocnych napadach, o grzmocie armat!... A jakże to, co się dzieje w tej chwili, jest niepodobne do jego marzeń...
Około północy ukazał się Dziewiątka z dwoma towarzyszami, którzy zastąpili Świrskiego i Litwina. Kazimierz od dwudziestu kilku godzin nie spał, toż samo Litwin; ale pewność, że niedaleko miała miejsce potyczka, odpędziła od nich sen, nawet uczucie znużenia.
Tych samych uczuć musieli doznawać i inni partyzanci; gdy bowiem Świrski wrócił do kopalni, nikt nie spał, a prawie wszyscy byli na polance. Pogaszono ognie w jaskiniach, wielu miało na plecach torby i czekało na rozkaz wymarszu. Rozmawiali o potyczce, która była wprawdzie krótka, ale musiała być gwałtowna, i z niepokojem zapytywali jedni drugich: czy oddział Zajączkowskiego nie został rozbity?...
— Za krótko strzelali... — mówił jakiś brodacz do szczupłego, nieco pochylonego młodzieńca. — A jeżeli nasi rozbiegli się, to nad ranem możemy mieć kozaków...
Powoli jednak rozmowy cichnęły, ludzie zaczęli ziewać i powracać do jaskiń. Przy wejściu do jednej usiadł Kazimierz z Litwinem i zaczęli półgłosem rozmawiać o przyczynach rewolucji i o tem, jak prędko rosyjskie legjony przyjdą na pomoc polskim partyzantom?
Strona:PL Bolesław Prus - Dzieci.djvu/216
Ta strona została uwierzytelniona.