Strona:PL Bolesław Prus - Dzieci.djvu/220

Ta strona została uwierzytelniona.

byśmy teraz mieli sześćdziesiąt tysięcy, mogliby ze dwa tygodnie odpocząć... A nie gadać tam głośno... bo stąd niedaleko szosa... Iwanow będzie lżył!... O, żebym ja tego pocztyljona dostał!...
Zbliżył się do Zajączkowskiego Dziewiątka i obaj odeszli, żywo rozmawiając. Szereg połamał się, ludzie z obu oddziałów połączyli się i zaczęli śmiać się i witać. Świrski, Chrzanowski i Lisowski, uściskawszy się, poszli w stronę stoga.
— No, powiedzcież mi: co się z wami dzieje?... — zaczął Świrski. — Nawet nie mieliśmy czasu nagadać się...
— Już i ja zaczynam się nudzić!... — odpowiedział Lisowski, a Chrzanowski tylko ręką machnął.
— Co?... jak?... gadajcież... — nalegał Świrski.
— Czy nie widzisz sam... czy nie rozumiesz?... — odparł Chrzanowski. — Łupią monopole i kasy gminne, strzelają do bab, mordują pisarzy i wydaje im się, że to wojna...
— Wojna o niepodległość!... — dodał z uśmiechem Lisowski.
Świrskiemu przemknęło przez głowę, że będąc w Leśniczówce, prawie temi samemi wyrazami oceniał ruch obecny. Jednocześnie przypomniał sobie, że na krytykę już za późno.
— A nie moglibyście uwolnić się stąd?... — zapytał. — Gdyby tak poczciwemu Zającowi wsunąć parę tysięcy rubli?...
— On i za kilkaset uwolniłby nas — rzekł Chrzanowski. — Jesteśmy tu piątem kołem u wozu...
— Jesteście przecie oficerami... — wtrącił Świrski.
— Od parady — rzekł Lisowski.
— Rozkazy wydaje Kot i Dziewiątka — dorzucił Chrzanowski. — I lepiej, bo my nie potrafilibyśmy komenderować taką hołotą... — rzekł ciszej.
— Tu wszyscy nas niecierpią... — szepnął Lisowski. — Nazywają paniczami...
— Powiedz: darmozjadami!... — poprawił Chrzanowski.
— Więc uwolnijcie się — rzekł Świrski.