ręce muszą być tak czyste, jak świętą jest sprawa proletariatu...
— Wieszać burżujów i tych, co się za nimi ujmują!... — krzyczano w gromadzie.
Świrski obejrzał się i zawołał:
— Nie wstyd wam podejmować się obowiązku katów i jeszcze nad niewinnym człowiekiem?... Żaden prawdziwy żołnierz nie poda wam ręki, żaden oficer nie zechce wami dowodzić!... Tak postępują nie wojownicy, ale mordercy...
— Więc cóż mam robić?... — zapytał nagle Zajączkowski.
— Uwolnić tego kupca i niech sobie jedzie, dokąd chce... — odpowiedział Świrski.
Zajączkowski rozmyślał. — Szczęściem dla Pfefermana ktoś z gromady krzyknął:
— Nie można uwalniać...
Wielka twarz Zajączkowskiego posiniała. Wyciągnął brauning z za pasa i rzuciwszy się między tłum, krzyknął:
— Ja ci, psia twoja mać, pokażę: „nie można uwalniać...“ Kto tu rozkazuje?... kto tu pan?... Ja pan!... ja dowódca!... Oddać, psie krwie, Żydowi futro... zdjąć postronek!... Dobrze powiedział pan naczelnik: nie hycleśmy, ino żołnierze. Siadaj, parchu, na wóz i zmykaj...
— A pieniądze?... — zapytał Dziewiątka.
— Ja nie chcę pieniędzy — odezwał się Żyd dygocącym głosem — ja nie chcę zegarka... niech panom służy za fatygę... Panie Świrski... ja do śmierci panu nie zapomnę...
— A ile było pieniędzy? — spytał zamyślony Zajączkowski.
— Bagatelka... osiemset rubli... — mówił Pfeferman. — Ten zegarek to niech pan dowódca będzie łaskaw... To jest złoty zegarek, bardzo dobry... A ten pierścionek...
Zdjął z palca drżącą ręką gruby pierścień z szafirem i podał go Starce. Starka odepchnął Żyda i odwrócił się tyłem.
Strona:PL Bolesław Prus - Dzieci.djvu/223
Ta strona została uwierzytelniona.