— Takiś sam dobry, jak ci panicze! — odparł łachmaniarz i zwolna odszedł.
— Tego drapichrósta niech kolega-naczelnik ma na oku... I jeszcze paru... — szepnął do Świrskiego Litwin.
Partja cofnęła się w głąb lasu i po dwugodzinnym pochodzie zatrzymała się przy wielkiej starej szopie. Ktoś przywiózł mięso, krupy, kotły, i kucharze zgotowali obiad, po którym Świrski położył się spać w szopie, na przegniłych liściach.
Około północy Lisowski zbudził Kazimierza, pytając, czy nie poszedłby na wartę, gdyż ludzie są bardzo znużeni i nie każdego można być pewnym, że nie zaśnie na posterunku. Świrski zerwał się, przetarł oczy i w kilkanaście minut znalazł się na polance, sam, gdyż inni partyzanci wymawiali się od towarzyszenia mu.
— Ja nie kolega takich paniczów!... — mruknął jeden. Świrskiego zastanowiło to powiedzenie.
Czuwał około godziny z brauningiem w ręku, oglądając się i nasłuchując. Księżyc świecił jasno, dokoła cisza. Świrskiemu parę razy zdawało się, że wśród gęstwiny rozległ się szelest. Może jakie zwierzątko przebiegło, może śnieg zsunął się z drzewa... Nagle, ztyłu huknęły dwa wystrzały, a jedna z kul obtarła się o rękaw Kazimierza. Świrski struchlał, myśląc w pierwszej chwili, że kozacy otaczają partyzantów; lecz jednocześnie spostrzegł, że to był huk z małej broni, jakby z brauninga. Więc odstrzelił się w tym samym kierunku i stanął za sosną.
Tym razem na pewno usłyszał szelest prędko oddalających się kroków i pomyślał: „To do mnie strzelił swój...“ W stronie szopy, niezbyt odległej, zrobił się hałas; do Świrskiego przybiegł Dziewiątka, potem Chrzanowski... Zdjęto go z posterunku i odprowadzono do szopy, gdzie położył się i zaraz zasnął, niewiele dbając o swoją przygodę. Poto przecie był tutaj, ażeby narażać się na wystrzały; a kto strzelał, kozak czy partyzant?... było mu dziś wszystko jedno.
Strona:PL Bolesław Prus - Dzieci.djvu/225
Ta strona została uwierzytelniona.