mierz pomyślał, że gospodarz musi być zamożny, choć nie mógł zrozumieć pochodzenia jego sprzętów.
Na kolację zjadł doskonałej kiełbasy z sosem i kartoflami, napił się jeszcze lepszej herbaty i spostrzegł, że na srebrnych łyżeczkach są jakby powybijane znaki. Usługiwała im młoda, ale ponura służąca, której z dalszych pokojów rozkazywała niewidzialna pani domu.
Posłano mu na kanapie i krzesłach, dano czystą bieliznę, materace, trzy poduszki i pierzynę. Mimo to Świrski nie mógł zasnąć: było mu za gorąco, i ciągle przychodziła na myśl niepojęta mieszanina sprzętów. Trzymał więc pod poduszką brauning i magazyny i mimowoli przysłuchiwał się każdemu szelestowi, jakby był na posterunku.
Po północy Świrski usłyszał szmer za oknem, skrzypienie sani, tupot kopyt i ciche rozmowy. Zerwał się z wygodnej pościeli i przez okno zobaczył sanie, naładowane skrzyniami, parę luźnych koni, tudzież kilku mężczyzn w chałatach i kożuchach. Skrzynki zdjęto i gdzieś odniesiono; luźne konie odprowadzono zapewne do stajni. W czasie tych manewrów Kazimierzowi zdawało się, że jego uczciwy gospodarz nazwał kogoś złodziejem i że inny głos odpowiedział: „Sameś od złodzieja gorszy.“ Ponieważ rozmowę prowadzono półgłosem, więc Świrski uważał ją za przesłyszenie się.
Później Kazimierz zasnął, aż zbudziły go dwa głosy. Złocony zegar na komodzie wydzwonił ósmą, a ponura służąca przyniosła mu na tacy imbryczek wonnej kawy, dwa garnuszki śmietanki, tudzież stos bułeczek i sucharków. (Bułeczki były czerstwe, a sucharki zmiętoszone). Na widok pięknego chłopca, zbudowanego jak Apollo, ponura służąca życzliwie uśmiechnęła się i spytała:
— Pan zostanie u nas do jutra?...
I spojrzała tak, że Świrskiego dreszcz przebiegł. Lecz w tej chwili przypomniał sobie pannę Jadwigę; w sercu jęknęła mu nieokreślona tęsknota i — wzruszył ramionami.
Strona:PL Bolesław Prus - Dzieci.djvu/229
Ta strona została uwierzytelniona.