stwo w ciągu niecałej doby!... Ale Rożków — to Jadwiga... Świrski przypomniał sobie pocałunki i uczuł, że bez zobaczenia Jadwigi nie potrafi wyjechać.
— Jedziemy, panie, do Grudy?... — spytał chłop.
— Nie. Jeszcze czas.
Po wydobyciu Chrzanowskiego z więzienia, a nadewszystko — po odzyskaniu sił, Świrski uwierzył w swoje szczęście. Jeżeli wyszedł cało z tamtej pułapki, jakie już mogłoby mu grozić niebezpieczeństwo?
A tymczasem już w piątek, o dziesiątej wieczór, rozeszła się po mieście X. wiadomość o bezprzykładnie zuchwałem wykradzeniu Chrzanowskiego, a w sobotę o dziewiątej rano wojsko otoczyło fabrykę żelazną i dokonało ścisłej rewizji. Nie znaleziono nic, czegoś jednak — dowiedziano się i wieczorem aresztowano chłopa, który odwiózł Świrskiego do Słomianek.
Dębowski, jeden z pierwszych, usłyszał o dramacie więziennym i o tem, że policja szuka Świrskiego.
„To on taki ptaszek?... — myślał uradowany doktór. — No, gdyby teraz chciał, dam sobie za niego rękę uciąć. A policja niepotrzebnie trudzi się, szukając go. Ten spryciarz już dziś wieczór powinien być w Galicji...“
Naprawdę w sobotę wieczór Świrski był w Słomiankach i leżąc w stodółce, na sianie, medytował, w jaki sposób, pomiędzy oddziałkami wojsk, przemknąć się do Rożków.
Strona:PL Bolesław Prus - Dzieci.djvu/264
Ta strona została uwierzytelniona.