— Rozumiem — przerwał Lombarcki. — Jakieś drzewo, przez kilkadziesiąt lat, rodziło dzikie gruszki; ale naskutek zażegnywań, dokonanych przez Hapona i Chrustalewa, zacznie rodzić ananasy... Rogi mi wyrosną, jeżeli Rosja stanie się państwem praworządnem... Już my w tem jesteśmy!...
— Jacy wy?... — zapytał Świrski.
— Powiedziałem panu: jestem polski patrjota, ale pruski, słyszy pan, pruski obywatel... Na mojej chorągwi wypisano z jednej strony: „Jeszcze Polska nie zginęła!“ z drugiej: „Hoch der Kaiser!...“ Zatem: my, to znaczy państwo niemieckie... I życzę moim tutejszym rodakom, ażeby czem prędzej mogli to powiedzieć o sobie.
— Tego pan nie usłyszy — rzekł proboszcz. — Zanadto dobrze poznaliśmy Niemców...
— Wcale ich nie znacie! — zawołał Lombarcki. — Niemcy to dobrobyt, porządek i wolność nawewnątrz, a siła nazewnątrz... Niemcy to praca, oparta na mądrości, to ścisłe połączenie energji nieugiętej z najwyższą wiedzą naukową... A wy tutaj co?... Nędzarze, ciemni, rozleniwieni, chaotyczni i tak zwyrodnieni niewolą, że już przestaliście czuć jej obrożę... Ale mam nadzieję, że moi rodacy, zdolni z natury, choć zaniedbani, spostrzegą się kiedyś i zrozumieją, że w związku z Niemcami czeka ich wielka cywilizacja, wspaniały byt materjalny i ludzka godność, a przy Rosji tylko — więzienie, w którem zgniją...
— A wie pan — wybuchnął Świrski — że ja pierwszy raz słyszę coś podobnego!... Przecież Poznańskie zalewają Niemcy, i wkrótce może już tam zabraknąć Polaków...
— Nie bój się pan, panie Szulc!.... — odparł z irytacją Lombarcki. — Poznańczycy, dzięki obecności Niemców, już dziś są dzielnymi synami kultury; ale co będzie, gdy was, tutaj, zaleją Żydzi rosyjscy, w prezencie od Rosji?... Ale wy się jeszcze ockniecie!...
— Niby z czego?... — zapytał Świrski, patrząc mu w oczy.
Strona:PL Bolesław Prus - Dzieci.djvu/275
Ta strona została uwierzytelniona.