— Chciałem... chciałem spotkać tego gałgana Zajączkowskiego i choć trochę odebrać pieniędzy...
— Bój się Boga!... a któż naraża życie choćby dla setek tysięcy?... Nigdybym nie myślał, że dla takiego głupstwa zostałeś się tu, gdzie na wszystkie strony kręci się wojsko, goniąc właśnie tego nieszczęsnego Zająca... i — ciebie!... — mówił ksiądz.
Świrski zacisnął zęby. Wolałby zginąć, aniżeli przyznać się, że przyszedł tutaj dla Jadwigi... Dla tej Jadwigi, która opuszcza szkołę, ażeby siostrze pana Klemensa ułatwić swaty!...
I znowu, jak przed kilkoma tygodniami, coś zawaliło się w jego duszy, i uczuł pustkę, straszną pustkę, bez dna i granic...
— Pojechała w konkury!... — rzekł półgłosem.
— Co mówisz, kochany?... — spytał proboszcz.
— Nie wiem sam, co plotę; ale myślałem w tej chwili, ażeby już raz skończyła się ta obrzydliwa niby-rewolucja!
— To nie niby — pochwycił ksiądz — to najstraszniejsza rewolucja, jaka kiedykolwiek przeleciała przez nasz kraj...
— No, nie taka znowu straszna!... Silniejsza była w 63-cim roku, w 31-ym. W owe czasy bili się...
— Co znaczą bitwy?... — mówił ksiądz. — Dzisiaj spełniają się rzeczy tysiąc razy gorsze i głębsze, wewnątrz samego narodu... Terminator i czeladnik zmawia się przeciw majstrowi, robotnicy przeciw fabrykantom, kobiety nie chcą być żonami i matkami, a nawet młodzież, nadzieja kraju, naraża się, zamiast gromadzić skarby wiedzy...
— Więc módlcie się, panowie — rzekł Świrski tonem drwiącym — módlcie się, a może Bóg was wysłucha i odmieni!...
Ksiądz chwiał głową ze smutkiem.
— Dziś człowiek i tego nie jest pewny... Dziś pisze się i mówi głośno, że Bóg to wytwór chorobliwej wyobraźni, że Jezus Chrystus to był marzyciel, niemający pojęcia o filozo-
Strona:PL Bolesław Prus - Dzieci.djvu/278
Ta strona została uwierzytelniona.