wziętym do niewoli o kilkadziesiąt kroków od Zajączkowskiego, który się broni, a potem wisieć!...“
I znowu zaczął się lękać... lękać... strasznie lękać... Nie śmierci, ale schwytania... Cóżto za hańba, gdyby do miasta X. powrócił jeńcem?... Do miasta, gdzie Jędrzejczak umarł jak męczennik, byle nie zdradzić związku Rycerzy Wolności. I on, Świrski, on, twórca związku, on... w niewoli?...
Tymczasem pojedyńcze wystrzały i salwy powtarzały się coraz częściej. W ścianie strychu Kazimierz dostrzegł szparę, więc popełznął tam i oto, co zobaczył: Strzały pojedyńcze padały z murowanej kuźni, w której oczywiście zamknął się Zajączkowski sam jeden, gdyż towarzysze odrazu go opuścili. Od strony pola, ode drogi i ode wsi otaczał kuźnię łańcuch tyraljerów; zaś między wierzbami, stojącemi nad zamarzłą rzeką, czuwali kozacy. Zajączkowski absolutnie wymknąć się nie mógł.
Nagle strzały ucichły, a we drzwiach kuźni Świrski zobaczył — brudną płachetkę, niby ręcznik.
— Zając poddaje się?... — szepnął Świrski.
Tak widać zrozumieli sytuację oblegający, i ze czterech żołnierzy pobiegło w stronę kuźni. Lecz gdy zbliżyli się na kilkanaście kroków, z kuźni zaczęły padać wystrzały. Jeden z żołnierzy zachwiał się, inni schwycili go pod ręce i cofnęli się do drogi. W wojsku rozległ się złowrogi szmer, łańcuch tyraljerów poruszył się... Widać żołnierze, rozwścieczeni podstępem Zajączkowskiego, chcieli biec do ataku; ale powstrzymali ich oficerowie, i plac boju znowu zaległa taka cisza, jakby nikogo nie było.
„A teraz — co?...“ — pomyślał Świrski. — Oczekiwanie czegoś niezwykłego tak mu ciążyło, że stracił przytomność. Nie był to sen, ani omdlenie, lecz jakby — zatrzymanie myśli.
Z tego stanu obudził go nowy szmer wojska. Kazimierz przetarł oczy i spojrzał. Daleko na drodze ukazała się gromadka jezdnych, którzy skręcili na prawo, a następnie wje-
Strona:PL Bolesław Prus - Dzieci.djvu/290
Ta strona została uwierzytelniona.