granicą i bawił w Warszawie tylko chwilowo. Mógł więc sobie pozwolić.
Znajomi szeptali, że pani Latter nie bez racji życzliwie patrzy na wybryki młodego, który, w towarzystwie dystyngowanej młodzieży warszawskiej, leczył się z demokratycznych mrzonek. Nawet podziwiano rozum i takt matki, która zamiast gromić chłopca za to, że nasiąknął zgubnemi teorjami, pozwoliła mu odrodzić się zapomocą wykwintnego życia.
— Kiedy młody przywyknie do towarzystw, gdzie nosi się czystą bieliznę, to przestanie zapuszczać długie włosy i potarganą brodę — mówili znajomi.
Młody przywykł bardzo prędko do strzyżenia włosów i czystej bielizny, a nawet zrobił się skończonym elegantem, tak, że w połowie października zaczęto mówić, iż wkrótce wyjeżdża zagranicę, w celu studjowania nauk społecznych. Rozumie się, że miał jechać nie młody Latter, ale młody Norski. Pani Latter bowiem z pierwszego męża nazywała się Norska, a Helena i Kazimierz byli jej dziećmi z tamtego związku.
Drugi mąż, pan Latter... Ale o niego mniejsza. Dość, że pani Latter, od chwili założenia pensji, nosiła wdowie szaty. Że zaś po kilka razy do roku jeździła na Powązki i ozdabiała kwiatami grób pierwszego małżonka, więc nikt nie pytał się, czy i drugi małżonek spoczywa na Powązkach, czy gdzie indziej.
Trudno dziwić się, że pani Latter, której los po dwakroć zdruzgotał serce, była chłodna w stosunkach i miała surową powierzchowność.
Pomimo lat czterdziestu kilku, była jeszcze piękną kobietą. Wzrostu więcej niż średniego, nie okazałej tuszy, ale i nie szczupła, miała czarne włosy nieco przyprószone siwizną, rysy wyraziste, płeć śniadą i prześliczne oczy. Znawcy twierdzili, że takiemi oczyma pani Latter mogłaby zawojować niejednego bogatego wdowca, z pomiędzy tych, których córki mieszkały u niej, lub chodziły na jej pensję. Nieszczęściem, właścicielka
Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 01.djvu/010
Ta strona została uwierzytelniona.