Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 01.djvu/017

Ta strona została uwierzytelniona.

dama — i chcę prosić, ażeby pani pozwoliła im jeszcze jutro pożegnać się ze mną.
— Pani jutro wyjeżdża?
— Ach, pani, tak, wieczorem — westchnęła dama. — Dziesięć mil koleją, a potem trzy mile karetą. Jedyną dla mnie pociechą w podróży będzie to, że moje dzieci zostaną pod opieką pani. Cóżto za dystyngowana osoba panna Howard i co za pensja!...
Pani Latter na znak podziękowania schyliła głowę.
— Takich schodów nie widziałam na żadnej pensji — mówiła dama, oddając ukłon z wdziękiem, który odpowiadał obfitości jej orzechowej sukni. — I lokal prześliczny, tylko... mam do pani prośbę — dodała z lubym uśmiechem. — Mój brat darował dziewczynkom bardzo ładne firanki nad łóżka, to z jego własnej fabryki. Czy nie możnaby zawiesić ich nad łóżeczkami?... Ja sama się tem zajmę...
— Nie miałabym nic przeciw temu — odparła pani Latter — ale doktór nie pozwala. Mówi, że firanki w sypialniach tamują przepływ powietrza.
— U pani leczy doktór Zarański? — przerwała dama. — Renomowany doktór! Znam go, bo przyjeżdżał do nas przed dwoma laty cztery razy z Warszawy (dziesięć mil koleją, a potem trzy mile powozem), kiedy mój mąż chorował, wybaczy pani, na pęcherz. Znam go doskonale (każdy przyjazd kosztował nas sto dwadzieścia rubli!), więc możeby dla moich dzieci zrobił wyjątek?...
— Bardzo wątpię — odpowiedziała pani Latter — ponieważ w roku zeszłym nie pozwolił zawiesić firanek nad łóżkiem siostrzenicy hrabiego Kisiela, z którą mieszkają córeczki pani...
— Aa!... jeżeli tak!... — westchnęła dama, ocierając twarz koronkową chusteczką.
Nastała przerwa, w ciągu której zdawało się, że każda z pań chce coś powiedzieć i szuka właściwej formy. Dama