Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 01.djvu/018

Ta strona została uwierzytelniona.

w orzechowej sukni wpatrywała się w panią Latter, w miarę czego pani Latter usiłowała przybrać wyraz grzecznej obojętności. Ruchliwe oczy damy mówiły: „no, powiedz ty pierwej, to ja będę śmielsza,“ zaś posągowa twarz pani Latter odpowiadała: „nie, ty mnie zaatakuj, a wtedy ja cię zwyciężę.“
W tej walce niecierpliwości z zimną krwią, ustąpiła dama w jedwabiach.
— Chciałam jeszcze prosić pani — zaczęła — ażeby moje dziewczynki więcej pracowały nad talentami...
— Słucham panią.
— Jedna naprzykład mogłaby uczyć się grać na cytrze... Ten instrument bardzo lubi mój mąż; nawet ma cytrę, bo kiedy praktykował w Wiedniu, należał do klubu cytrzystów. Druga mogłaby uczyć się malować, choćby pastelami... To tak ładnie widzieć panienki malujące pastelami!... Kiedym była w zeszłym roku w Karlsbadzie — wszystkie młode Angielki, ile razy nie miały partji do krokieta, rozkładały albumy i malowały. To bardzo uwydatnia wdzięki młodej osoby...
— Któraż z nich chce malować?
— Która? Żadna nie chce — odpowiedziała z westchnieniem dama. — Ale ja myślę, że powinnaby uczyć się starsza, bo przecie pierwej musi wyjść zamąż.
— Proszę pani, naco im te talenta?... — zapytała pani Latter miękkim głosem. — One, biedaczki, już i tak więcej niż inne pracują nad lekcjami...
— A... nie spodziewałam się od pani takiego zdania! — odparła dama, poprawiając się na kanapie. — Jakto, więc talenta nie są potrzebne panience w naszych czasach, kiedy wszyscy mówią, że kobieta powinna być samodzielna, powinna kształcić się we wszystkich kierunkach?...
— Ależ one czasu nie mają...
— Czasu?... — powtórzyła dama z subtelną ironją. — Jeżeli mają czas na szycie bielizny dla podrzutków w ochronach...