Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 01.djvu/026

Ta strona została uwierzytelniona.

walki z życiem, chcę nareszcie... uwolnić ją z zależności od mężczyzn, którymi pogardzam!... — mówiła nauczycielka, a jej blade oczy płonęły chłodnym blaskiem. — Jeżeli zaś pani sądzi, że jestem u niej zbyteczną, mogę usunąć się od Nowego Roku. Pani szkodzą, czy tylko gniewają moje poglądy, a mnie męczy borykanie się z rutyną, rachowanie się z każdem słowem, walka z samą sobą...
Ukłoniła się ceremonjalnie i wyszła, stawiając dłuższe kroki niż zwykle.
— Histeryczka! — szepnęła do siebie pani Latter, znowu ściskając rękoma czoło.
„Chce tu zaprowadzać buchalterję, rzemiosła, wówczas, kiedy rodzice pragną, ażeby córki malowały pastelami i jak najprędzej wychodziły zamąż!... I ja, dla tego rodzaju prób, miałabym poświęcić moje dzieci?...“ — myślała pani Latter.
Z dalszych pokojów, przez otwarte drzwi, doleciała ją rozmowa:
— Otóż założę się z panią — mówił dźwięczny głos męski — że najpóźniej od dziś za miesiąc sama pani będzie żądała, ażebym ją całował w rękę... Jesteś świadkiem, Hela... Wszystko zależy od wprawy.
— Ale o co się zakładacie? — wtrącił głos żeński.
— Ja nie zakładam się — odparł drugi głos żeński. — Nie dlatego, ażebym bała się przegranej, ale, nie chcę wygrać...
— Tak odpowiadają kobiety naszej epoki! — odezwał się pierwszy głos ze śmiechem.
— Ach, dzieciństwo!... -— odpowiedział mężczyzna. — To wcale nie nowa epoka, ale stare jak świat ceregiele kobiece...
Do gabinetu weszła prześliczna para: córka i syn pani Latter. Oboje blondyni, oboje mieli czarne oczy i ciemne brwi, oboje byli podobni do siebie. Tylko w niej skupiły się wszystkie wdzięki kobiece, a w nim siła i zdrowie.
Pani Latter z zachwytem patrzyła na nich.
— Cóżto za zakłady? — spytała, całując córkę.