Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 01.djvu/044

Ta strona została uwierzytelniona.

Pod wpływem tej uwagi skierowała się do drzwi pokoju panny Howard; usłyszawszy zaś rozmowę — zapukała.
W pokoju były trzy osoby. Przedewszystkiem panna Howard, która, siedząc na fotelu, z założonemi na piersiach rękoma, rozprawiała. Naprzeciw niej, na wyplatanem krześle kręcił się, niedbale ubrany, ale zato bardzo nieuczesany student uniwersytetu, z wytartą czapką w ręku. Zaś na taburecie, oparta o poręcz fotelu panny Howard, jakby kryła się za nauczycielką, prześliczna szóstoklasistka Mania Lewińska, odznaczająca się twarzą dziecka, a oczyma dojrzałej kobiety.
Magdalena spostrzegła, że Mania Lewińska patrzy na studenta z wyrazem spokojnego zachwytu, że panna Klara pożera go wzrokiem, i że on spogląda na pannę Howard, lecz myśli o ukrytej za jej fotelem Mani.
— Prosimy! — zawołała panna Howard, wyciągając rękę. — Pan Władysław Kotowski, panna Magdalenia Brzeska.
Zaprezentowani ukłonili się sobie, przyczem rozczochrany student miał minę niezadowoloną z nowego gościa. Gdy jednak Magdalena usiadła w ten sposób, że nie zasłoniła Mani Lewińskiej i nie mogła śledzić jego spojrzeń, uspokoił się.
— Szkoda, że pani nie przyszła przed kwadransem -— rzekła panna Howard. — Właśnie czytałam mój artykuł, który pan zabiera do „Przeglądu.“ Rozwijam pomysł, ażeby nieprawym dzieciom państwo dawało nazwiska, edukację i uposażenie; a im lepsze będą nazwiska i wyższa edukacja, tem więcej będą szanowane nieprawe dzieci i, co z tego wynika, kwestja zostanie rozwiązana. Bo, dopóki kobiety, nawet w tak naturalnych rzeczach, muszą się oglądać na mężczyzn...
Magdalena myślała, że zapadnie się pod ziemię, lecz Mania, jakby nie słysząc, patrzyła dobremi oczyma na studenta, który kręcił się, rumienił i miętosił czapkę.
— Sądzisz pan — zwróciła się panna Howard do studenta — że w moich słowach kryje się niedorzeczność?...