Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 01.djvu/045

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja, proszę pani, nic nie sądzę — odparł nieledwie przestraszony student.
— Ale tak pan myślisz... O, bo ja, jak w otwartej księdze, czytam w duszy pańskiej, nawet tajemnice, które pragnąłbyś ukryć przed samym sobą...
Usłyszawszy to, Mania oblała się rumieńcem, a niemniej zawstydzony pan Władysław zrobił ruch, jakby miał zamiar schować głowę pod krzesło.
— Zapominasz jednak — ciągnęła panna Howard — że ja nie mówię wogóle o mężczyznach, ale o tym jednym, którego kobiecie narzuca dzisiejsze społeczeństwo, a który nazywa się mężem...
W ten sposób panna Howard mówiła jeszcze kilka minut pięknym kontraltem, ale — o czem?... Magdalena nie umiałaby powtórzyć. Zdawało jej się tylko, że różowa i płowowłosa apostołka samodzielności kobiet mówi (wobec studenta!) rzeczy tak nieprzyzwoite, że dla niesłyszenia ich potrzeba myśleć o czem innem. A ponieważ własne myśli plątały się jej, więc zaczęła odmawiać w duchu: Ojcze nasz i Zdrowaś Marja. I rzeczywiście, obie te modlitwy o tyle pochłonęły jej uwagę, że patrzyła na pannę Howard, słyszała jej głos dźwięczny, lecz nic nie rozumiała.
Ale student musiał rozumieć, gdyż wyciągał albo zginał nogi, podnosił brwi, zaczesywał bujną czuprynę to prawą, to lewą ręką i wogóle zachowywał się jak delinkwent na torturach. Magdalenie przyszło na myśl, że młody człowiek nie doznawałby tych udręczeń, gdyby tak samo jak ona, odmawiał przynajmniej Zdrowaś Marja. Lecz ponieważ jest zapewne bezbożnikiem, jak wszyscy studenci, i nie wierzy w skuteczność modlitwy, więc biedak nie może nie słyszeć okropnego wykładu panny Klary.
Nareszcie panna Howard, skończywszy mowę, poszła do biurka i zaczęła rozwiązywać, odwijać, a potem znowu zawijać i zawiązywać jakąś rurkę papieru, na którym znajdował