Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 01.djvu/050

Ta strona została uwierzytelniona.
IV.
BRZYDKA PANNA.

Panna Magdalena wstępuje na chwilkę do sypialni, w której mieszka. Po drodze ściska pewną liczbę pensjonarek, wita parę dam klasowych, które na jej widok uśmiechają się, i — mówi „dobry wieczór“ pokojówce, ubranej w biały fartuch. A tymczasem rozmyśla:
„Panna Howard, oto kobieta, a ja dopiero dziś poznałam się na niej! Ktoby przypuścił, że to takie dobre, czułe stworzenie?... Ale pan Władysław jest niegodziwiec: bo, że kocha pannę Howard, nic dziwnego (chociaż ja wolałabym Maniusię), ale dlaczego on bałamuci Manię? Ach, ci mężczyźni! zdaje się, że panna Howard ma zupełną słuszność, pogardzając nimi...“
W korytarzu wysokie drzwi na prawo i na lewo prowadzą do sypialni. Panna Magdalena wchodzi do jednej z nich. Jest to spory, niebieski salonik, w którym pod jedną i drugą ścianą stoją po trzy łóżeczka, nogami zwrócone na środek sali. Łóżka żelazne, każde przykryte białą kapą, na każdem jedna poduszka, przy każdem mała szafeczka w głowach i drewniane krzesełko w nogach. Podłoga jest pociągnięta olejną farbą, a na ścianach, nad każdem łóżeczkiem wisi albo Pan Jezus na krzyżu, albo Matka Boska, niekiedy oboje razem: wyżej Matka Boska, niżej Pan Jezus. Tylko nad łóżkiem Judyty Rozencwejg, która jest Żydówką, znajduje się zwyczajny święty Józef z lilją w ręku.
Jeden róg sali, oddzielony od reszty szafirowym parawani-