Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 01.djvu/051

Ta strona została uwierzytelniona.

kiem, stanowi własny gabinet panny Magdaleny. W tej cząstce sypialni wszystko zdaje się być obrachowane nato, ażeby pensjonarki należycie oceniały przepaść, jaka oddziela je — od damy klasowej. Już sam parawan niewątpliwie obudza w nich podziw i szacunek, a uczucia te zapewne potęgują się na widok szafirowej kapy i dwu poduszek na łóżku, tudzież wyplatanego krzesełka i stoliczka, na którym znajduje się bronzowy lichtarz ze szklaną profitką i kawałkiem świecy stearynowej.
Na nieszczęście, Magdalena, którą starsze koleżanki uważały za osobę roztrzepaną, dobrowolnie podkopywała urok swego stanowiska, pozwalając pensjonarkom korzystać z lichtarza z profitką, wbiegać za parawan, a nawet nie broniąc im w ciągu dnia kłaść się na jej łóżku. Ponieważ jednak wszyscy kochali Magdalenę, więc inne damy klasowe podobne dowody braku taktu liczyły na karb jej niedoświadczenia. Zaś pani Latter, od czasu do czasu, spoglądała na nią w sposób, który zapewne oznaczał, że ona wie i o lichtarzu z profitką i o wysypianiu się pensjonarek za parawanem Magdaleny.
Przyczesawszy włosy nieco potargane w objęciach panny Howard i zabrawszy ze stolika jakąś książkę, Magdalena ostatecznie wybrała się do czekającej na nią Ady. Przez korytarze i schody szła zwolna, chwilami zatrzymywała się i kiwając głową, albo przykładając palec do ust, rozmyślała:
„Naprzód powiem jej, ile pani Latter wydaje na lokal i utrzymanie pensji, a ile na nauczycieli... Nie. Naprzód powiem, że są rodzice, którzy ociągają się z zapłatą do wakacyj, a po wakacjach także nie płacą... Ach, nie!... Powiem jej poprostu: moja Ado, gdybym ja miała twój majątek, to zaraz pożyczyłabym pani Latter z pięćdziesiąt tysięcy rubli... Nie, nie, wszystko źle... O, jakaż ja jestem!... Tyle dni myślę i nie mogę wymyśleć nic rozsądnego...“
Panna Ada Solska jest bardzo majętną sierotą. Wprawdzie kocha nad życie swego brata Stefana, wprawdzie ma bliższą