Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 01.djvu/058

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale gdzież tam!... Ona — mówiła Magdalena półgłosem, schyliwszy się do ucha Ady — ona musi okropnie się martwić.
— Czem?... Przecież dzisiaj śpiewała na korytarzu...
— To właśnie!... Bo im kto więcej jest zrozpaczony, tem bardziej stara się ukryć. O, ja wiem, bo sama najgłośniej śpiewam wtedy, kiedy się czego boję...
— Cóż jej jest?
— Widzisz, jest tak — szeptała Magdalena, położywszy jej rękę na ramieniu. — Teraz ogromna drożyzna, rodzice naszych panienek nie płacą za pensję, ociągają się, i pani Latter — może zabraknąć pieniędzy na wydatki...
— A ty skąd wiesz? — zapytała Ada.
— Pisałam listy do rodziców od pani Latter. Ale skąd ty wiesz?
— Ja?... od pani Latter — odpowiedziała Ada, skubiąc cienkiemi palcami suknię.
— Ona ci powiedziała?... Więc cóż?...
— No, nic... Już jest dobrze.
Magdalena odsunęła się od niej, a potem nagle schwyciła ją za ręce.
— Ada, ty pożyczyłaś pani Latter...
— Ach, Boże, więc i cóż z tego!... Ale, Madziu, zaklinam cię, nie mów o tem nikomu... Nikomu... Bo gdyby się Hela dowiedziała... Zresztą ja ci powiem wszystko...
— Jeżeli sekret, nie chcę słyszeć!... — broniła się Magdalena.
— Przed tobą nie mam sekretu. Widzisz, ja już dawno myślałam prosić Helę, ażeby... pojechała ze mną zagranicę. Wiem, że pani Latter pozwoliłaby nam wyjechać z ciocią Gabrjelą, ale strasznie się boję, że gdyby Hela dowiedziała się o tych... pieniądzach, to obrazi się i nie pojedzie... Ona zerwie ze mną.