Zniknęła na zakręcie korytarza, i tylko słychać było szelest jej sukni.
„Jaka ta Zosia niemądra? — pomyślała Magdalena. — Gdzieżby Joasia pozwoliła...“
W gabinecie Helenki było pusto. Już Magdalena miała cofnąć się, gdy na progu trzeciego pokoju ukazało się jasne widziadło, dające jej znaki ręką. Była to Helena.
Madzia cicho przeszła po dywanach aż do sypialni pani Latter, napół oświetlonej przez różnokolorową lampkę.
— Patrz, jaki on zabawny! — szepnęła Helena, ciągnąc Madzię do niedomkniętych drzwi gabinetu pani Latter.
Na kanapce, przeznaczonej dla gości, siedział pan siwy i otyły, z sinemi rumieńcami na policzkach i — rozmawiał z panią Latter.
— Opiekun Mani Lewińskiej... — szepnęła Hela.
— Bardzo jestem zadowolony, mości dobrodziejko — mówił pan — bo dziewczyna co kwartał wydaje mi się lepszą. A rozsądne to, gospodarne i kawy, mościa dobrodziejko, naleje i herbatę umie zaparzyć... Kiedy po wakacjach odjechała do Warszawy, kąta znaleźć nie mogłem... Tfy, nawet kawałeczek kobiety ożywił dom; cóżby to zaś było, gdyby tak, mościa dobrodziejko, osiadła w nim gospodyni całą gębą, kobieta rozumna, dojrzała, pokaźna...
— Dom pański bardzo zyska, gdy Mania skończy pensję, a szczególniej, gdy wyjdzie zamąż. Bo nawet w tym wypadku zapewne nie puści jej pan od siebie — odpowiedziała pani Latter.
— A, mościa dobrodziejko, czym ja już taki niedołęga, że sam nie mogę ożenić się?... O dzieciach, przyznam się, nie projektuję, za późno, mościa dobrodziejko; ale żony — nie myślę się wyrzekać.
Pani Latter odchrząknęła.
— Tak, proszę pani. Majątek mam nienajgorszy, bez długu, i gotówczyna się znajdzie; dom murowany, obszerny, nad
Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 01.djvu/061
Ta strona została uwierzytelniona.