Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 01.djvu/062

Ta strona została uwierzytelniona.

rzeką... Ryby, grzyby, polowanie, kąpiele... co, mościa dobrodziejko, chcesz. Tylko pod słowem honoru, bez kobiety wytrzymać nie mogę, a osobliwie, jak przyjdzie zima...
— Może pan chce zobaczyć Manię? — przerwała pani Latter.
— Wszystko jedno, Mania mi nie ucieknie, a ja skorzystam z czasu, ażeby potrochu wyrobić sobie, mościa dobrodziejko, interes. Ani twoje grymasy, ani mędrkowania, ani zagadywania nie pomogą, bo, prędzej czy później, ja sprawę wyłuszczę bez ogródek, nóżki na stół, mościa dobrodziejko, a pani — musisz zaakceptować...
Helenka, zasłaniając usta, uciekła do swego pokoju, a za nią Magdalena, z wyrazem nieukontentowania na twarzy.
— Jak można, Helu, podsłuchiwać i jeszcze mnie ciągnąć? Jestem pewna, że mamie zrobiłoby to przykrość.
— Ach, jakie to paradne! — śmiała się panna Helena. — Wyobrażam sobie minę Kazia, gdybym mu powiedziała, że będziemy mieli trzeciego tatkę...
— Helu...
— Naturalnie, że nie powiem, bo jeszcze więcej wydawałby pieniędzy... Murowany, obszerny dom nad rzeką... Może to pałac?... W każdym razie zapraszam cię, Madziu, na ryby, grzyby, kąpiele i polowania...
Magdalena rozchmurzyła się, przyszło jej bowiem na myśl, że położenie pani Latter nie jest złe, jeżeli może wyjść za majętnego człowieka.
— Nie byłaś dzisiaj u Ady — rzekła, zmieniając przedmiot rozmowy.
Panna Helena usiadła na kanapie i bawiąc się koronką niebieskiego szlafroczka, przestała śmiać się, a zaczęła ziewać.
— Nudzi mnie Ada swojemi obawami i zazdrością — rzekła. — Oddaliła Romanowicza, że się we mnie kochał, a umawia się z obrzydliwym Dębickim, który wygląda jak żaba.