Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 01.djvu/065

Ta strona została uwierzytelniona.

dła kajet na stole, potem, zbliżywszy głowę do Madzi, rozmawiała z nią półgłosem, następnie mówiła: „Aha! już wszystko rozumiem...“, następnie przekonywała się, że nic nie rozumie, ale wkońcu wracała na miejsce zadowolona.
Siedząca w pierwszej ławce piękna brunetka z aksamitnemi oczyma, Malwinka, bawi koleżanki opowiadaniem, że ona już od godziny umie lekcje i że ona zawsze najprędzej uczy się lekcyj, ponieważ jest najzdolniejsza. Poinformowawszy zaś wszystkie koleżanki o swoich zdolnościach, zaczyna słuchać tego, co dzieje się przy katedrze; ile razy zaś zrozumie, o co chodzi, wybiega na środek, chwyta za rękę uczenicę, rozmawiającą z Magdaleną, i mówi:
— Moja Franiu, poco panią fatygujesz, kiedy wiesz, że ja ci to wszystko wytłomaczę?...
— Idź na miejsce, Malwinko — prosi ją nauczycielka.
Malwinka wraca na miejsce, lecz w kilka minut później, zapomniawszy o przestrodze, wybiega znowu, mówiąc do innej koleżanki:
— Moja Stasiu, poco panią fatygujesz, kiedy wiesz, że ja ci to doskonale opowiem!
— Idź na miejsce, kochana Malwinko — prosi Magdalena.
— Bo, proszę pani, ja już od godziny umiem wszystko; ja zawsze uczę się najprędzej...
Ciągłe wybieganie Malwinki stanowiło tak niezbędną część wieczornych zajęć, że gdyby jej nie było, Magdalenie i pensjonarkom brakłoby czegoś w klasie.
Nareszcie skończyły się korepetycje. Dziewczynki rozmawiały ze sobą w ławkach, albo douczały się pamięciowych lekcyj, a Malwinka znalazła parę koleżanek, które przed nią i przed któremi ona wydawała historję powszechną pokolei, lub na wyrywki. Magdalena wzięła się do roboty włóczkowego szalika na drutach, spoglądając od czasu do czasu po klasie.
Boże, Boże, jak jej doskonale jest na pensji, jacy tu wszyscy dobrzy i za co ją tak kochają? Bo przecież ona wie naj-