wała go więc w sposób coraz bardziej wyzywający, nie szczędząc jednak i szyderstwa, jeżeli zdarzyła się sposobność.
W początkach grudnia, Dębicki tłomaczył trzem pannom dwumian Newtona w przypadku wykładników ułamkowych; a tłomaczył tak jasno, że Madzia nietylko wszystko rozumiała, ale wprost upoiła się jego wykładem. W szczególny sposób działał na nią ten cichy, łagodny, wiecznie zafrasowany człowiek, który przy wykładzie zmieniał się w natchnionego. Rzadkie włosy jeżyły mu się, jasne oczy nabierały głębokich cieniów, nalana twarz — posągowych rysów, a głos przejmującej dźwięczności. Ada z Madzią nieraz mówiły sobie, że lekcje Dębickiego są prawdziwemi koncertami, o ile profesor zapali się do przedmiotu; bo na pensji, osobliwie jeografję, wykładał nudnie.
Otóż Dębicki, wyłożywszy dwumian Newtona, zapytał panien, czy która nie zechce powtórzyć? Magdalena mogła powtórzyć, ale przez grzeczność chciała ustąpić głosu Adzie; Ada zaś zwróciła się do Helenki.
— Kiedy ja nic nie wiem — odpowiedziała ze śmiechem Hela, wzruszając ramionami.
— Nie rozumiała pani? — zapytał zdziwiony Dębicki.
Helena odrzuciła wtył głowę i patrząc przymrużonemi oczyma na Dębickiego, rzekła:
— Tak zasłuchałam się w melodję pańskiego głosu, że nie rozumiałam nic. Panu to nie robi przyjemności?
— Nasi słuchacze — odparł Dębicki spokojnie — mogą nam robić tylko jeden rodzaj przyjemności, mianowicie — uważać. Mnie pani zawsze tego odmawia.
„Dobrze jej tak!“ — pomyślała Madzia, lecz spojrzawszy na towarzyszki, zmieszała się. Ada wylęknionemi oczyma spoglądała to na Helenkę, to na Dębickiego, Helenka zaś była zarumieniona z gniewu, a jej piękna twarz miała jakiś koci wyraz, kiedy podnosząc się z krzesełka, odpowiedziała z uśmiechem:
Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 01.djvu/080
Ta strona została uwierzytelniona.