Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 01.djvu/081

Ta strona została uwierzytelniona.

— Widać, że nie mam zdolności do wyższej matematyki, choć profesor popiera ją nawet wykładami moralności. Nie przeszkadzam państwu...
Kiwnęła głową Adzie, ukłoniła się Dębickiemu i opuściła pokój.
Biedny profesor był bardzo zakłopotany. Upuścił kredę, wsadził wielki palec lewej ręki za klapę surduta i pozostałemi palcami zaczął bębnić. Twarz mu zmartwiała, spojrzenie zamąciło się i cichym głosem odezwał się do Ady:
— Może... może ja paniom przeszkadzam?...
Ada milczała, bo zbierało jej się na płacz, co spostrzegł Dębicki i rzekł, biorąc za kapelusz:
— Na następną lekcję przyjdę, gdy panie dadzą mi znać...
Ukłonił się niezgrabnie, patrząc w sufit, a gdy szedł do drzwi, Madzia zauważyła, że podnosi kolana bardzo wysoko.
— Boże, co tu się dzieje! — zawołała Ada z płaczem, tuląc się do Madzi. — I co ja teraz mam robić?...
— A cóż tobie, Adziu? — odezwała się Magdalena. — Przecież on do ciebie nie ma pretensji.
— Tak, ale ja znowu muszę przerwać lekcje, bo Hela śmiertelnie obraziłaby się na mnie. A to taki doskonały profesor, taki nieszczęśliwy człowiek i przyjaciel Stefka... Musimy wyjechać z Warszawy, bo ja się tu rozchoruję.
W godzinę już na całej pensji mówiono, że Dębicki zrobił impertynencję Helenie, a panna Howard głośno na korytarzu wykładała kilku damom klasowym, że jest to gbur i obrzydliwa ropucha, w której pod pozorami niedołęstwa, kryje się największy nieprzyjaciel kobiet.
— Trzy razy badałam go, ażeby poznać, co myśli o samodzielności kobiet, a on tylko uśmiechał się!... Za te uśmieszki zrzuciłabym go ze schodów — zapewniała panna Howard.
Zaś pani Latter, spotkawszy wieczorem Madzię, rzekła do niej tonem, w którym czuć było gniew.
— Cóż ten safanduła już odgryzł się na naszych lekcjach,