Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 01.djvu/088

Ta strona została uwierzytelniona.

dzieckiem miljonerów, a ja — córką przełożonej pensji. Ona za roczny dochód mogłaby kupić cały magazyn, a mnie ledwo stać na dwie sukienki.
— Wstydź się, Helu...
— O tak, ludzie, którzy nie mają pieniędzy, zawsze powinni się wstydzić... Ach, gdyby nareszcie przyszedł ten przewrót społeczny, o którym ciągle słyszę od Kazia...
— Czy myślisz, że wówczas chodziłabyś w jedwabiach?
— Naturalnie. Bogactwa należałyby do mądrych i pięknych, nie do brzydalów i niedołęgów, którzy nawet ocenić ich nie umieją.
— Pan Kazimierz z pewnością tak nie myśli — wtrąciła Madzia.
— Rozumie się, że nie myśli, tylko używa za siebie i za mnie... Ale może przyjdzie i moja kolej.
Od tej rozmowy Madzia jeszcze więcej zniechęciła się do Helenki.
„Boże! — myślała — jeżeli miałabym być taką córką i kobietą jak ona, to niech umrę, bodajby dziś!... Hela, gdyby mogła, zrujnowałaby matkę.“
Wkrótce po ich powrocie do domu na pensji skończyły się lekcje. Madzia stanęła w oknie i patrzyła na podwórko, gdzie w tej chwili śnieg zaczął padać. Widziała rozbiegające się dziewczynki, jak hałaśliwy rój pszczół, który odlatuje w pole; potem widziała nauczycieli, idących po dwóch i pojedyńczo, a nareszcie spostrzegła Dębickiego, koło którego kręcił się jakiś fircyk, ubrany, pomimo śniegu, tylko w obcisłą kurteczkę i mały kapelusik. Dębicki szedł przez podwórze zwolna, niekiedy przystając, a fircyk zabiegał mu z prawej strony, z lewej strony, chwytał go za guziki futra i o czemś bardzo żywo rozprawiał.
Śnieg na chwilę ustał, jednocześnie fircyk zwrócił się twarzą do okna i Madzia poznała w nim — pana Solskiego. Mimowoli nasunęło się jej porównanie między ubogą Heleną,