— Nieznośny dzieciuch — mówiła do siebie. — Nie wolałoby to pilnować książki, a nie myśleć o niedorzecznościach...
I ciężko westchnęła.
Helenkę zastała w gabinecie rozgorączkowaną i płaczącą: na podłodze leżała podarta chusteczka.
„Czy tak martwi się, że wyjeżdża?“ — przyszło na myśl Magdalenie.
— Muszę ci coś powiedzieć — zaczęła Helenka tonem, w którym czuć było gniew. — Przed Adą nie zwierzę się, wstyd mi za mamę; ale tobie powiem, bo gdybym milczała, piersiby mi pękły...
Zaczęła łkać.
— Ależ, Helu, ja kogo zawołam... — rzekła przestraszona Madzia.
— Nikogo!... — odparła Helenka, chwytając ją za rękę. — To już przeszło...
Jeszcze parę razy zaniosła się od płaczu, lecz wnet oczy jej obeschły, i mówiła spokojniej:
— Wiesz, ile mama przeznacza mi na drogę?... Trzysta rubli... Słyszysz, trzysta rubli!... Puszcza mnie zagranicę jak podrzutka, bo za te pieniądze nie kupię nawet dwu sukien, no — nic!...
— Helu — przerwała Madzia ze zgrozą — więc o to masz pretensję do matki?... A jeżeli ona nie ma pieniędzy?...
— Dla Kazia przeznaczyła tysiąc rubli — odparła Helenka z gniewem.
— I ty, wyjeżdżając, Bóg wie na jak długo, myślisz o podobnych rzeczach?... Rachujesz, ile matka przeznacza pieniędzy bratu?...
— Mam do tego prawo. Jestem takiem dzieckiem mojej matki jak i on, mam tego samego ojca, te same rysy, to samo poczucie godności jak on, a mimo to jestem wobec niego poniżana i krzywdzona. Dla mamy nie skończyły się widać te czasy, kiedy dziewcząt nie uważano za ludzi: sprzedawało się
Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 01.djvu/097
Ta strona została uwierzytelniona.