nę; parę razy słyszała, jak pani Latter wybiega na korytarz i pyta Stanisława, czy nie przyjechał pan Kazimierz ze wsi, albo czy niema listu?
Madzi zdawało się, że pani Latter jest bardzo nieszczęśliwa i — jako właścicielka pensji i — jako matka. Wobec tej zgryzoty, niewypowiadającej się żadną skargą, Madzia łatwiej przenosiła swoją samotność i nieszczególne wieści od własnej rodziny. Jej matka wręcz narzekała na ciężkie czasy, ojciec wciąż łudził się nadziejami, brat pisał o wielkości filozofji pesymistycznej i pożytkach zbiorowego samobójstwa, a Zochna zapytywała: kiedy może przenieść się do Warszawy?
Ale około dziesiątego stycznia nastąpiła zmiana. Przyjechało kilkanaście pensjonarek, rodzice ich zaczęli miewać z panią Latter konferencje, z których każda kończyła się wycięciem sznurowego kwitu; z poczty nadeszło kilkanaście pieniężnych listów. Jeden bardzo zdziwił i ucieszył panią Latter, choć zawierał tylko sto pięćdziesiąt rubli; odesłała je z mnóstwem podziękowań dawna uczenica, donosząc, że wyszła zamąż i spłaca dług, zaciągnięty przez jej rodziców.
Ale radość trwała niedługo. Na drugi dzień bowiem, kiedy pensjonarki zajęte były w klasach wypracowaniami i powtarzaniem lekcyj, do jednej sypialni weszła panna Marta ze służącymi i kazała wynieść dwa łóżka. Usłyszawszy chrzęst żelaza, zaciekawiona Madzia wbiegła do sypialni i spotkała pannę Howard i Joasię, stojące do siebie bokiem. Panna Marta zaś opowiadała półgłosem, że wyprowadzają się obie Korkowiczówny, których rodzice mają duży browar na prowincji.
— Pamięta pani tę tłustą Korkowiczowę, co tu była w jesieni i chciała, ażeby jej córki uczyły się malować pastelami? — rzekła panna Howard do Madzi.
— Jest to pierwszy skutek tego, że niektóre uczenice korespondują ze studentami — wtrąciła panna Joanna.
Pannie Howard pożółkły włosy i poczerwieniała szyja.
— Jest to, widzi pani — rzekła do Magdaleny — skutek
Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 01.djvu/121
Ta strona została uwierzytelniona.