czycielom i służbie co pierwszego, gospodarzowi i wierzycielom co termin. Cóżby to więc była za okropna chwila nie mieć pod ręką paru tysięcy rubli!...
Około jedenastej pani Latter znowu napiła się wina i położyła się. Sen istotnie zaczął ją opanowywać, a jednocześnie znalazł się tak dawno poszukiwany środek ratunku.
„Wezmę pieniądze od Zgierskiego — myślała. — Będzie się krzywił, ale jeżeli obiecam piętnaście procent, ustąpi... Przecież kiedyś moje kłopoty muszą się skończyć... Pensję podźwignę, przybędzie mi uczenic, Hela wyjdzie za Solskiego... Wówczas ona zajmie się Kaziem, a ja cały dochód obrócę na spłacenie długów... Spłacę w ciągu paru lat, a wtedy... Ach, jaka będę szczęśliwa!...“
„Błogosławiony człowiek z Mielnickiego!“ — myślała pani Latter, czując, że zasypia... Pościel, która przez tyle bezsennych nocy była dla niej narzędziem męczarni, teraz wydawała się dziwnie miękką. Już nietylko ugina się pod ciężarem jej ciała, ale zapada i leci w głębinę, ruchem niewypowiedzianie przyjemnym.
„Gdzie ja tak lecę? — mówi, uśmiechając się, pani Latter. — Aha, lecę w prze... w przyszłość“ — poprawia i czuje, że ten wyraz nie ma sensu. Potem widzi, że z wyrazu „przyszłość“ robi się jakieś bajeczne zwierzę, które unosi ją do krainy, gdzie rodzą się i dojrzewają rzeczy przyszłe. Pani Latter rozumie, że jest to senne marzenie, lecz nie mogąc mu się oprzeć, godzi się na oglądanie przyszłości.
I otóż widzi się kobietą zupełnie swobodną. Jest na ulicy sama, bez grosza, w jednej sukni; lecz zarazem czuje bezdenną i bezbrzeżną rozkosz, bo już nie ma pensji!... Już nie troszczy się, że był zły obiad, że któraś uczenica zachorowała, że damy klasowe posprzeczały się, że jeden z nauczycieli miał niezadowoloną fizjognomję... Już nie lęka się, że ta a ta pensjonarka może nie zapłacić, nie blednie na widok gospodarza domu, nie wstrząsa się, usłyszawszy pannę Martę, mówiącą:
Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 01.djvu/140
Ta strona została uwierzytelniona.