Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 01.djvu/144

Ta strona została uwierzytelniona.

poglądu na ewolucję, jaka dokonywa się w mózgu pani Latter, bo zaraz muszę iść do klasy, ale zacytuję dwa fakta, które powinny rzucić przed panią światło...
Panna Howard przez chwilę zawiesiła głęboki kontralt, a widząc, że jej słowa wywołują dostateczny efekt, mówiła dalej:
— Wiesz pani, że Mania Lewińska została przyjęta na pensję...
— Jest tu przecie od onegdaj...
— Tak, ale — mnie zawdzięcza, że jej nie wydalono. Prosiłam za nią pani Latter, usłuchała i — należy jej się moja wdzięczność. A ja umiem być wdzięczna, panno Magdaleno...
Teraz Madzi przyszło na myśl, że podobny głos już gdzieś słyszała... Ach, tak!... podobnym głosem przemawia na scenie jeden z aktorów komicznych, i może dlatego wydało się Madzi, że panna Klara jest w tej chwili bardzo tragiczna.
— A czy wiesz pani o tej... tej... Joannie?... — ciągnęła dalej panna Howard.
— Wiem, że wczoraj nie chciała ze mną mówić, a dziś nie przywitała się, co mnie zresztą mało obchodzi — odpowiedziała Madzia.
— Wczoraj pani Latter zawiadomiła tę... damę klasową, tę... naszą koleżankę... (ach, wstrząsa się cała moja istota!...), że od pierwszego lutego nie będzie mieć miejsca na pensji... Naturalnie, zapłaci jej za cały kwartał...
— Więc to nieprawda o panu Kazimierzu?... — zawołała Madzia, rumieniąc się. — Na niego zawsze robią jakieś plotki...
Panna Howard spojrzała majestatycznie i rzekła:
— Idźmy już, bo spieszę się na lekcję... Zdumiewa mnie naiwność pani, panno Magdaleno!...
Ani słówka więcej. I Madzia nie dowiedziała się, o ile niesłusznemi są plotki, rozsiewane na pana Kazimierza.