Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 01.djvu/148

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zatem mogę zapytać...
Pani Latter zatrzepotała rękoma.
— O nic nie wolno pytać!... Wolno podać mi rękę i zaprowadzić do jadalnego pokoju...
Zgierski stanął z lewej strony, wziął ją za rękę jak w polonezie, i patrząc w oczy, zaprowadził do jadalnego pokoju...
— Będę milczał — rzekł — wzamian jednak musi mi pani przyrzec...
— Sądzi pan, że kobieta może cokolwiek przyrzekać? — zapytała pani Latter, spuszczając oczy.
„Jak ona się łapie!... jak ona się łapie!...“ — myślał Zgierski, a głośno dodał:
— Jedno może pani przyrzec, że gdyby zdarzyło się coś przyjemnego dla pani, ja będę pierwszym, który jej powinszuje — za każdym razem...
Jednym z większych triumfów, jakie pani Latter odnosiła nad sobą w życiu, był ten, że nie drgnęła, nie zbladła i wogóle żadnym znakiem nie zdradziła niepokoju, jaki opanował ją w tej chwili. Na szczęście, Zgierski tak był pewny siebie, że nie zwracał na nią uwagi, ale myślał tylko o tem, ażeby pokazać, jak dalece jest wszystkowiedzącym.
— Za każdym razem — mówił z naciskiem — gdziekolwiek spotka panią przyjemność, tu, czy we Włoszech, ja będę tym pierwszym, który pani powinszuje...
Byli w pokoju jadalnym. Pani Latter delikatnie usunęła się i rzekła, wskazując na stół:
— Pańska ulubiona starka. Proszę pić za gospodarza i za gościa.
Teraz Zgierski, spojrzawszy na butelkę, zaczął się naprawdę dziwić:
— Ależ to moja starka, którą udało mi się nabyć od księcia...
— Właśnie od księcia Kazio dostał kilka butelek i mnie