Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 01.djvu/152

Ta strona została uwierzytelniona.

Zgierski smutnie kiwnął głową jak człowiek, który, choćby nie chciał, musi dźwigać brzemię żelaznej logiczności i — podał gospodyni rękę. Przeszli do gabinetu, gdzie pani Latter wskazała mu pudełko cygar a sama zapaliła świecę.
— Pyszne cygara! — westchnął Zgierski. — Czy... czy wolno prosić jeszcze o filiżankę kawy?...
W tej chwili wszedł Stanisław, niosąc na tacy srebrną maszynkę, butelkę konjaku i filiżanki.
— Pan myśli, że po trzechmiesięcznem niewidzeniu zapomniałam o jego upodobaniach? — rzekła z uśmiechem pani Latter, nalewając kawę.
Potem podsunęła konjak.
Czarne oczki Zgierskiego już nie biegały niespokojnie: jedno bowiem usiłowało pójść na prawo, drugie na lewo, a ich właściciel zadawał sobie niemałą fatygę, ażeby utrzymać je w linji prostej. Pani Latter spostrzegła to, sama wypiła jednym tchem kieliszek konjaku i nagle odezwała się:
— A propos... Chociaż to jeszcze nie luty, pozwoli pan, że uregulujemy nasz rachunek...
Zgierski cofnął się, jakby mu na głowę wylano strumień wody.
— Przepraszam panią, ale... jaki rachunek?...
— Trzysta rubli za następne półrocze.
Osłupiał, i błysnęła mu myśl, że to on, on z całym swoim sprytem i piekielną zręcznością, pada ofiarą intrygi, osnutej przez kobietę!... Potem przypomniał sobie dawny aforyzm, że najprzebieglejszego mężczyznę może wyprowadzić w pole najzwyklejsza kobieta, i nareszcie — zmieszał się.
— Zdaje mi się... — mówił — zdaje mi się...
Ale wyrazy więzły mu w gardle, a myśli w głowie. Czuł, że wpada w pułapkę, którą zna doskonale, lecz która w tej chwili nie przedstawia mu się dosyć jasno.
„Anemja mózgowa!...“ — rzekł do siebie i, dla odegnania jej, wypił nowy kieliszek konjaku.