Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 01.djvu/156

Ta strona została uwierzytelniona.

— To jest tylko moje przypuszczenie — pośpieszył dodać pan Zgierski — lecz mówię o niem przez przyjaźń dla pani...
Pani Latter dziwiła się coraz więcej.
— Widzi pani, jak dobrze jest mieć przyjaciół, którzy umieją obserwować... Pan Dębicki, jak wiadomo, oddawna zna się z panem Solskim, a stosunki ich zacieśnią się jeszcze mocniej, ponieważ pan Dębicki obejmuje zarząd nad bibljoteką Solskich...
— Nic o tem nie wiem... — wtrąciła pani Latter.
— Zato ja wiem i czuwam — odparł Zgierski z uśmiechem. — Wiem również, że pan Dębicki otrzymał kiedyś ostrą admonicję od panny Heleny...
— Ach, przy tej nieszczęsnej algebrze!...
— Otóż to. Mam więc prawo przypuszczać, że pan Dębicki nie żywi zbyt sympatycznych uczuć dla panny Heleny i może nie radby zostać jej oficjalistą... Widzi pani, z drobiazgów składają się duże wypadki...
— Jeszcze nic nie rozumiem.
— Zaraz pani zrozumie. Otóż w parę dni potem, kiedy mnie doszła wieść o zabiegach pana Solskiego około panny Heleny, jeden z moich przyjaciół wspomniał mi, że pan Dębicki wypytywał go...
— O co?
— Ani mniej, ani więcej, tylko o wysokość kwoty, jaką złożyłem u pani, a nawet... o wysokość procentu... Przyzna pani, że ta troskliwość byłaby dziwną ze strony pana Dębickiego, gdybyśmy nie mieli prawa zaliczać go do partji nam nieprzychylnej.
— Jaki niegodziwiec! — wybuchnęła pani Latter. — Ale cóżto znowu za partja nieprzychylna?... Przestrasza mnie pan...
— Niema się czego lękać, gdyż są to rzeczy naturalne — mówił Zgierski. — Znamy przysłowie: zazdrość towarzyszy powodzeniu jak cień światłu... Więc jedni (przepraszam, ale