ter po odejściu nauczycielki. I nagle taki żal ścisnął ją za gardło, taka desperacja poczęła rozsadzać jej piersi, taki chaos zakotłował się w głowie, iż myślała, że padł na nią atak szaleństwa.
Wiadomość, przyniesiona przez pannę Howard, była wielkiem nieszczęściem dla pani Latter; ale ostatnie słowa rozmowy były ciosem, zadanym jej macierzyńskiej dumie i nadziejom. Z jaką pogardą ta stara panna nazwała jej syna „małoletnim!...“ I jak ona śmiała, jak ona miała serce w tej chwili porównać go z Kotowskim?
Już od pewnego czasu w duszy pani Latter gromadziły się głuche uczucia, które możnaby nazwać pretensją do syna. Ile razy zapytał ją kto: „Co robi pan Kazimierz?...“ „Dokąd wyjeżdża?...“ albo: „Ile ma lat?...“ matka doznawała jakby pchnięcia nożem. Po każdem takiem pytaniu przychodziło jej na myśl, że ten syn już ma lat dwadzieścia kilka, że pomimo zdolności nic nie robi, co gorsze — ciągle pozostaje tym samym obiecującym młodzieńcem, jakim był, mając lat szesnaście, siedemnaście, osiemnaście... A co najgorsze — zabiera mnóstwo pieniędzy jej, kobiecie, zmęczonej pracą i zagrożonej bankructwem.
Nieraz przypominał jej się ów przykry sen, w którym po raz pierwszy w życiu uczuła chłód dla swych dzieci i powiedziała sobie, że — mogłaby być wolną, gdyby nie one. Ależ to był tylko sen, bo na jawie ona wciąż gorąco kochała Kazia i Helenkę, wierzyła w ich świetną przyszłość i gotowa była wszystko poświęcić dla nich.
Tymczasem dziś panna Howard w brutalny sposób zerwała zasłonę z jej sennych tajemnic i ośmieliła się powiedzieć, że ten Kazio ubóstwiany jest niedołęgą. „On jeszcze małoletni!...“ To nie Kotowski...
A ów Kotowski to przecie rówieśnik Kazia, z tą różnicą, że już kończył uniwersytet i szedł wytkniętą drogą, której Kazio jeszcze nawet nie znalazł. Ów Kotowski utrzymuje sam
Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 01.djvu/200
Ta strona została uwierzytelniona.