siebie, a taką ma wiarę w przyszłość, że zaimponował Mielnickiemu. Oto jest młoda energja, jakiej pani Latter szukała w swoim synu, i nie mogła... nie mogła znaleźć!...
A dziś co?... Jak ten ukochany syn, ten przyszły genjusz przedstawia się ludzkim oczom?... Przychodzi tu, do jej mieszkania, marna guwernantka, i z całym spokojem depcze syna wobec matki. Bo w przekonaniu Howardówny ten „małoletni“ i niepodobny do Kotowskiego pan Kazimierz, chyba... powinienby ożenić się z Joanną, czy co?...
Myśląc o tem, pani Latter schwyciła się oburącz za włosy i chciała bić głową w ścianę. Czy mogło być coś haniebniejszego, jak jej syn skazany — na żenienie się!... Jej chluba, nadzieja, ziemskie bóstwo, które cały świat miał podziwiać, kończy wcale nierozpoczynaną karjerę w ten sposób, że — żeni się z wydaloną guwernantką i cieszy się przedwczesnem potomstwem!...
Coby na to powiedział Solski, Mielnicki i wszyscy jej znajomi, którzy tak ciekawie wypytywali się: „Co robi pan Kazimierz?...“ „Dokąd wyjeżdża?...“ „Ile ma lat?...“ Dziś wszystkie kwestje rozwiązane jednem cięciem: pan Kazimierz ma tyle lat, że już może być ojcem, a co robi?...
Jest wciąż małoletnim, na chlebie u matki, jak powiedziała panna Howard.
Straszną noc przepędziła pani Latter: w jej duszy coś się załamało.
Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 01.djvu/201
Ta strona została uwierzytelniona.