Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 01.djvu/211

Ta strona została uwierzytelniona.

on przyznał, że zwróciłeś wszystko. Ale czyś mu jeszcze nie winien, czyś nie winien innym?...
— Może znajdzie się coś, ale nie wiem, ile. Drobnostka.
— Więc to nic wielkiego?... — pytała natarczywie pani Latter, wpatrując się w syna. — Bo, moje dziecko, ja zawsze bałam się, ażebyście wy nie robili długów... Gdybyś wiedział, jak długi mnie samej ciężą...
— Mateczka ma długi? — zdziwił się pan Kazimierz.
— Mniejsza o nie. Zaciągam je z konieczności i płacę... Ale zaraz po założeniu tej pensji, musiałam wykupić czyjeś weksle... spłaciłam dług, zaciągnięty prawdopodobnie na zbytki... Ach, Kaziu, gdybyś ty wiedział, w jak ciężkiej chwili spadła na mnie ta niespodzianka... Chodziło o osiemset rubli, lecz ile one wtedy były dla mnie warte!... Myślałam, że zginiecie wy i ja... Na szczęście, los zesłał mi dobrych ludzi... Od tej jednak pory strasznie boję się niespodzianych długów...
— Czy to pan Latter tak mamę urządził? — zapytał pan Kazimierz surowo. — Co się też z nim dzieje?
— Zapewne już nic... Mniejsza o niego — odparła. — Jeżeli mam powiedzieć prawdę... (przebacz mi, Kaziu!) — dodała dziwnie tkliwym tonem — jeżeli mam przyznać się, to ci powiem... Bałam się strasznie...
— Czego, matuchno?
— Ażebyś i ty nie miał długów i ażeby po twoim wyjeździe nie spadło na mnie...
— Ależ, mateczko... mateczko... czy godzi się mnie — posądzać o coś podobnego?...
Pani Latter płakała i śmiała się.
— Więc nie czeka mnie żadna niespodzianka? — mówiła. — Jesteś pewny?...
— Przysięgam ci, matko!... — zawołał, upadając przed nią na kolana. — Mam drobne grzeszki... może za wiele traciłem czasu i wydawałem pieniędzy... może... Ale ty, matko, nie będziesz za mnie płacić kwitów... nie... nie!...