W tym czasie w mieszkaniu pani Latter roztrząsały się ważne kwestje.
Na pół godziny przed obiadem Stanisław wręczył pani Latter list, przyniesiony przez posłańca, który czekał na odpowiedź. Pani Latter spojrzała na adres — charakter wydał się jej obcym. Powoli rozcięła kopertę i przeczytała kilka wyrazów, napisanych po francusku:
- Dziś przyjechałem; proszę o rozmowę w wiadomej sprawie. Arnold.
— Ma czekać posłaniec? — zapytał Stanisław.
— Przyjdziesz, jak zadzwonię — odpowiedziała pani Latter.
Przeczytała list drugi raz i rzekła do siebie śpiewającym tonem:
— Tak... tak... tak!... Nareszcie! Tego mi właśnie brakowało...
I przed oczyma jej wyobraźni stanął człowiek z pijacką fizjognomją, w odzieży poplamionej i obdartej... Takiego widziała raz na ulicy w Warszawie i w takiej postaci od lat wielu przedstawiała sobie swego drugiego męża. Nie mogło być inaczej. Ten drugi mąż, niegdyś piękny jak Apollo, odznaczał się nieśmiałością. Był tak strasznie nieśmiały, że nawet nie umiał się oświadczyć; przez dwa lata pożycia zachowywał się wobec niej jak lokaj; doprowadził ją do ruiny,