— Jak pani wiadomo, zawsze byłem nieśmiały: w liceum, w uniwersytecie... Gdy przyjechałem do tego kraju na nauczyciela prywatnego, moja nieszczęsna wada spotęgowała się, a gdy... miałem zaszczyt zostać mężem pani... prawie przeszła w chorobę...
— Co jednak nie przeszkadzało umizgać się...
— Mówi pani o tej guwernantce z Grenoble, do której — nie umizgałem się, tylkom jej pomagał jako rodaczce... Ale mniejsza o nią...
Otóż, gdym otrzymał — raz na zawsze — dymisję od pani, pojechałem do Niemiec, pragnąc tam zostać guwernerem. Poradzono mi jednak, ażebym przeniósł się do Ameryki, co też zrobiłem.
Chwilę odpoczął.
— Tam trafiłem na wojnę domową i, z biedy, zapisałem się do armji północnej jako Eugenjusz Arnold. Zmieniłem nazwisko z obawy, ażeby go nie skompromitować, ponieważ byłem pewny, że z moją nieśmiałością, jeżeli natychmiast nie zginę, to albo ucieknę w pierwszej bitwie, albo zostanę rozstrzelany — za zbiegostwo.
Wnet jednak przekonałem się, że nieśmiałość i tchórzostwo są dwie rzeczy różne. Krótko mówiąc: skończyłem kampanję w randze majora, dostałem od rządu trzysta dolarów emerytury, od kolegów ten oto pierścień i — co mnie najwięcej dziwiło — nauczyłem się rozkazywać, ja, który niegdyś tylko spełniałem rozkazy wszystkich, nawet moich uczniów...
A ponieważ tak wybornie posłużyło mi nowe nazwisko, więc — zatrzymałem je.
— Budująca historja — odezwała się pani Latter. — Ja inne stawiałam panu wróżby...
— Wolno wiedzieć? — spytał ciekawie.
— Że pan będziesz grał w karty.
Gość roześmiał się.
Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 01.djvu/228
Ta strona została uwierzytelniona.