Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 01.djvu/246

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ach, Madziu, jakże długo trzeba czekać na ciebie!... — odezwała się pani Latter prawie ze złością.
Madzia zarumieniła się i zbladła.
— Spóźniłam się... — rzekła wylękniona. — Pewnie od mojej mamy list...
Pani Latter niecierpliwie skinęła ręką.
— Masz tu list od Ady Solskiej... Nie wypieraj się... Stempel wenecki, a adres przez nią napisany...
Madzia zdziwiła się.
— Otóż chcę cię prosić — mówiła przełożona — ażebyś pozwoliła mi w twojej obecności przeczytać ten list...
Ależ nie trwóż się — dodała, spojrzawszy na Madzię. — Jakie z ciebie dziecko!... Chcę przeczytać list, bo od Helenki przeszło tydzień nie mam wiadomości i niepokoję się... Ach, jak oni wszyscy mnie szarpią... Zresztą — ty sama przeczytaj, ale głośno... Masz tu nożyk, przetnij kopertę... Jej ręce drżą!... Dzieciaku, dzieciaku... No, czytajże nareszcie!...
Madzia, oszołomiona niecierpliwością przełożonej, zaczęła czytać, nic nie rozumiejąc:

Moja ty droga, moja jedyna — pisała panna Solska — chciałabym w tej chwili ciebie, was wszystkich, cały świat uściskać. Czy ty możesz wyobrazić sobie takie szczęście: Stefek wczoraj wyjechał z Wenecji, szepnąwszy mi na wyjezdnem, że jest wyleczony, a Hela — wiadomość o jego wyjeździe przyjęła śmiechem! Nawet w tej chwili widzę ją z okna, jak płynie po Wielkim kanale, z rodziną państwa L., z pannami O. i gronem młodzieży. Jadą trzema gondolami, a robią hałas, jakgdyby płynęła flota turecka. Ach, Madziu...“

Madzia przerwała, patrząc na przełożoną, która siedziała bez ruchu.
— Daj-no mi... — rzekła szorstko pani Latter, wyrywając