Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 01.djvu/252

Ta strona została uwierzytelniona.

także trzeba na wakacje wysłać, tylko w takie miejsce, gdzie tanio i wesoło, niech doktór pamięta!...
— Do Ostendy!... — zawołał lekarz, idąc w ulicę.
— Taki biedak, jak ja?... — odpowiedział, śmiejąc się, ksiądz.
W tej chwili potrącił znajomego posłańca, który na przeprosiny pocałował go w rękę.
— O, jaki to nieuważny!... — rzekł ksiądz. — A gdzież pędzisz, bracie?
— Niosę list na pensję, do pani Latter.
— Od kogóż to?
— Od adwokata... Całuję rączki dobrodziejowi...
„Od adwokata?... — pomyślał prefekt. — Phy! lepiej mieć do czynienia z adwokatem, aniżeli z doktorem i księdzem...“
I poszedł ulicą, uśmiechając się do słońca.