Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 01.djvu/274

Ta strona została uwierzytelniona.

nisław szybko usunęli się z gabinetu. Przykład ich naśladowały damy klasowe, w sposób odpowiadający powadze ich stanowiska.
— Pani raczy mnie zaprezentować tym damom — szepnął Zgierski do panny Howard, patrząc na Madzię.
— Pan Zgierski, pani Méline — rzekła uroczyście panna Klara.
Zgierski okrągłym ruchem podał rękę dojrzałej Francuzce i rzekł:
— Tak wiele słyszałem o pani od pani Latter, że doprawdy...
— Pan Zgierski, panna Brzeska.
Nowy gest ręki, jeszcze okrąglejszy, poparty wykwintnym obrotem nóg i słodkiem spojrzeniem.
— Tak często — mówił Zgierski do Madzi, krygując się — tak często słyszałem o pani od pani Latter, że istotnie... Pani zapewne niedawno...
— No, i niech pan sobie wyobrazi, co za awantura!... — przerwała mu panna Howard.
Zgierski otrzeźwiał.
— Niesłychana rzecz — odparł. — Wczoraj właśnie otrzymałem od pani Latter liścik, w którym przypomina mi, ażebym ją odwiedził na Wielkanoc, a dziś dowiaduję się, że moja szanowna korespondentka akurat w tej samej godzinie opuściła Warszawę!... Spodziewam się, że nie na długo — dodał znaczącym tonem i pokolei spojrzał na damy.
— Pani Latter wróci za parę dni — wtrąciła Madzia.
— Tak sądzę — rzekł.
— Kto to wie?... — dorzuciła oschle panna Howard.
— I dlatego powinniśmy być przygotowani na wszelką ewentualność — odpowiedział Zgierski.
Potem odchrząknął i mówił nie bez pewnej trudności.
— Właśnie mam akt, w którym pani Latter zeznała, że wszystkie meble jej mieszkania, sprzęty szkolne, naczynia ku-