Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 01.djvu/275

Ta strona została uwierzytelniona.

chenne, że wszystko to — należy do mnie... Akt ten przyjąłem w swoim czasie niechętnie i tylko na usilne prośby pani Latter... Dziś jednak widzę, że pani Latter, której szczycę się przyjaźnią, złożyła dowód nietylko szlachetności, ale i wysokiego rozumu...
— W ostatnich czasach była bardzo rozdrażniona — wtrąciła panna Howard.
— Pojmują panie — ciągnął Zgierski — że akt, który posiadam, jest ocaleniem pensji. Bo choćby nawet pani Latter zrzekła się pensji, czy nie wróciła... miejsce jej może tu zająć panna Malinowska, i wszystko zostanie po dawnemu, jeżeli uratujemy meble...
Serce Madzi ścisnęło się na myśl, że ledwie pani Latter wyrwała się na krótki odpoczynek, już mówią o niej, jak o osobie zmarłej...
W przedpokoju rozległo się gwałtowne dzwonienie, i po chwili wszedł do gabinetu czerwony, zadyszany Mielnicki, a za nim jakiś inny pan.
— Co ja słyszę?... — wołał otyły szlachcic. — Gdzie pani Latterowa?...
Zgierski podsunął się do niego i drepcząc, mówił:
— Prezentuję się panu dobrodziejowi: Stefan Zgierski, przyjaciel naszej drogiej pani...
— No, jeżeli przyjaciel, to gadaj, czy to prawda?...
— Że wyjechała?... Niestety, tak...
— Pani Latter wyjechała na kilka dni — wtrąciła Madzia.
— A!... Gadajże — jak, z kim, dokąd?... — pytał Mielnicki, chwytając Madzię za ręce.
Stropiony Zgierski zbliżył się tymczasem do pana, który wszedł za otyłym szlachcicem i rzekł:
— Witam mecenasa! Cóż szanownego mecenasa sprowadziło tu?... Czy także...
Lecz ponieważ osoba, nazwana mecenasem, prócz serdecz-