Chciała wziąć Madzię za rękę, ale ta cofnęła się i rzekła:
— Muszę iść na salę...
Panna Joanna stała się nagle poważną. Rumieniec okrył jej twarz, podniosła się z łóżka i opierając się na parasolce, odpowiedziała:
— Oj, ty, ty... łabędziątko!... Na ciebie nie robią plotek i co masz?... Spojrzyj na swoją sukienkę. A co robisz komu dobrego?... Zakuwasz głowy dziewczętom. Ja zaś za plotkę, z której dziś wszyscy się śmieją, dostałam wyborne miejsce, dokuczyłam starej Latterowej i pomogłam temu biednemu Kaziowi wyjechać zagranicę. Żal mi chłopca, ale miło mi, że moje poświęcenie wyszło mu na dobre...
Tak jak moja krzywda — zakończyła twardym głosem — dała mi możność przyjść tu i zobaczyć bankructwo surowej pani Latter... Bo podobno licytują was?...
Madzia wybiegła na korytarz i nie oglądając się, wpadła do gościnnego saloniku. Tam oparła się o ścianę i zaczęła rzewnie płakać.
W tej pozycji zastała ją panna Malinowska. Popatrzyła na nią, marszcząc brwi, i rzekła:
— O, moja pani, dość tego... Musisz jechać na święta i odpocząć, co się zowie. Cóżto za dziwna pensja!... Jedne nauczycielki robią awantury, a drugie chorują na nerwy...
— Ja panią przepraszam... — odezwała się Madzia, hamując łzy.
— Droga panno Magdaleno — odparła Malinowska — ja przecież nie mam do ciebie pretensji. Ale wiem i od Howardówny, i pośrednio od profesora Dębickiego, że... zanadto żywo brałaś do serca wszystko, co się tu działo... Każdy wyzyskiwał twoje uczucie, każdy odstępował ci część swoich kłopotów, a rezultat jest ten, że wyglądasz jak z krzyża zdjęta...
Dziś o szóstej zrobimy rachunek, a jutro pojedziesz do rodziców. Powrócisz za dziesięć dni, po świętach, a wtedy poznamy się bliżej. No... i nie dziw się, jeżeli nie zastaniesz tu
Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 01.djvu/287
Ta strona została uwierzytelniona.