Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 01.djvu/291

Ta strona została uwierzytelniona.

panną Howard, Joasią... Z początku bardzo ją trwożyło zajmowanie się obcymi ludźmi i ich sprawami; ale później przywykła do tej pracy, a nawet była z niej dumną.
Bo przecie wszyscy jej tłomaczyli, że człowiek, który nie zastanawia się, jest jak liść igraszką wypadków. A dopiero ten, kto rozmyśla nad sobą i światem, ten potrafi kierować swoją łodzią, unika przygód i dopływa, gdzie sobie zamierzył.
Tymczasem — wszystko fałsz; bo przecie pani Latter umiała myśleć (jeszcze jak!...), kierowała sobą i — skończyła na bankructwie... Porwała ją jakaś cicha, dla nikogo niewidzialna burza i strąciła w przepaść, pomimo wielkiego rozumu i mnóstwa przyjaciół.
Coto za okropna rzecz być mądrą, zastanawiać się i nareszcie, po kilkunastu latach trudów, uciekać z własnego domu!... Naco zdał się rozum i praca, jeżeli człowieka ze wszystkich stron otaczają potężne i tajemnicze siły, które w jednej chwili mogą obalić dzieło całego życia?
— Boże, Boże, jak mnie to męczy!... poco ja o tem myślę?... — szepnęła Madzia.
Przymknęła oczy i całą siłą starała się zwrócić uwagę w inną stronę. Przypomniała sobie Joasię.
„Ot naprzykład Joasia — mówiła — śmieje się z pracy i nigdy nie zastanawia się nad sobą. Życie jej jest dziwaczne, ludzie ją ganią i — cóż z tego?... Pani Latter uciekła zrozpaczona, a Joasia triumfuje i jest wesoła... Więc poco być przyzwoitą, moralną, rozumną, jeżeli w świecie dobrze jest tylko istotom lekkomyślnym?...“
W tej chwili przyszło jej na myśl jedno wspomnienie z dzieciństwa. Raz, wobec niej ścinano topolę. Drzewo z trzaskiem zwaliło się w kałużę, wyrzucając deszcz błotnistych kropli, które na słońcu zajaśniały barwami tęczy. Potem znowu spadły i rozpłynęły się po ziemi, ale drzewo, choć ścięte, zostało.
Czy pani Latter nie jest powalonem drzewem, a Joasia, ze