swoją wesołością, czy nie jest ową kroplą, która na chwilę wzbiła się i zgóry patrzy na leżącego olbrzyma? Ale co będzie później?...
— Czy ja się już nigdy nie uwolnię od pani Latter?... — rzekła do siebie zrozpaczona Madzia. — Przecież to można oszaleć!...
I w duszy jej zaczęła się dziwna walka. Zmęczona wyobraźnia chciała za wszelką cenę zapomnieć o pani Latter, a serce mówiło, że to wstyd i grzech zapominać o człowieku, ledwie od dwudziestu czterech godzin nieobecnym. Jeszcze wczoraj kochaliśmy go i podziwiali, a dziś nawet pamięć o nim tak nam cięży, że chcemy się jej pozbyć.
„O, ja niewdzięczna!... — myślała Madzia. — I potępiać tu obcych, że korzystają z nieszczęścia, kiedy ja uciekam przed wspomnieniami o niej, ja, której ona tak ufała, lubiła, zrobiła mnie damą klasową...“
Zapaliła lampę i, w przewidywaniu jutrzejszej podróży, zaczęła porządkować swój kufereczek. Niewiele jej to czasu zabrało, choć po kilka razy składała i wyjmowała te same rzeczy, aby je znowu złożyć. Ale ciągłe bieganie od stolika do kuferka, ciągłe pochylanie się i przyklękanie, nadało inny kierunek jej myślom. Teraz dziwiła się niedawnemu niepokojowi i mówiła:
„Czego ja się martwię panią Latter?... Że pensji mieć nie będzie?... Ależ ona do tego wzdychała od pół roku! W tej chwili zapewne jest w domu Mielnickiego i nawet może ma doskonały humor, dowiedziawszy się, że długi są spłacone i że wszystko będzie dobrze. A że jeszcze mąż chce od niej rozwodu, więc z pewnością wyjdzie za Mielnickiego i znowu zostanie wielką panią... Może nawet będzie wstydzić się tego, że miała kiedyś pensję!...“
Madzia położyła się spać spokojniejsza. A ponieważ, myśląc o wyjeździe do domu, niecierpliwiła się, że jeszcze tyle
Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 01.djvu/292
Ta strona została uwierzytelniona.