Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 01.djvu/295

Ta strona została uwierzytelniona.
XXXIII.
CZŁOWIEK, KTÓRY UCIEKA PRZED SAMYM SOBĄ.

Kiedy Madzia, pożegnawszy przełożoną, wysiadła na Nowym Świecie, dorożkarz odwiózł panią Latter na dworzec kolei warszawsko-wiedeńskiej.
Zatrzymał konie przed głównem wejściem, lecz pasażerka nie opuszczała dorożki. Obejrzał się i spostrzegł, że i pani Latter patrzy na niego ze zdziwieniem. Wreszcie, naglony przez stójkowego, ażeby odjeżdżał, dorożkarz wychylił się z kozła i rzekł:
— To już banhof!
— Aha! — odparła pani Latter i wysiadła, zapominając o torbie i o zapłaceniu za kurs. Szczęściem, nadbiegający posługacz zdjął torbę, a dorożkarz upomniał się o zapłatę.
Pani Latter dała mu czterdzieści groszy; lecz gdy podniesionym głosem powiedział, że to za mało, dołożyła rubla.
Potem weszła na kamienne schody dworca i patrząc na plac, zadawała sobie w duchu pytania:
„Co ja tu robię?... Skąd ja się tu wzięłam?...“
I przyszło jej na myśl, że musiała chyba zasnąć w dorożce, ponieważ ten czas, który upłynął od pożegnania się z Madzią, był dla niej stracony.
Z rozmyślań obudził ją posługacz kolejowy, pytając:
— Do której klasy mam odnieść torbę?
— Naturalnie, że do pierwszej — odpowiedziała pani Latter. W tej chwili bowiem przywidziało się jej, że odprowadza Helenkę, wyjeżdżającą zagranicę z Solskimi. Ale zaraz