Grodna. Potem pozatrzaskiwano drzwi, zadzwoniono, zaświstano i — pociąg zwolna usunął się ze stacji. Pani Latter została na peronie sama, wśród nocy... Przy świetle latarni zobaczyła pod ścianą ławkę i usiadła na niej, nie troszcząc się ani tem, gdzie jest, ani — co się z nią dzieje.
Już było widno, kiedy zziębnięta pani Latter ocknęła się; przed nią stał jakiś Żyd, mówiąc, że ma furmankę i zapytując, gdzie chce jechać. Pani Latter przywidziało się, że to przebrany Fiszman; więc zerwała się z ławki z zaciśniętemi pięściami i zaczęła krzyczeć:
— Czemu mnie ścigasz?... Nie chcę nic... ja podpisałam!...
Furman zaczął się irytować i podnosić głos. Na szczęście, wmieszał się do zatargu jakiś urzędnik, a usłyszawszy, że pani Latter chce jechać do Mielnickiego, odparł:
— O, to nałożyła pani drogi... Z Małkini daleko bliżej... Ale jest tu właśnie chłop z tamtych stron, on panią odwiezie.
Sprowadzono na peron chłopa, który zgodził się za dziesięć złotych odwieźć panią Latter do samego Buga — do promu.
— A byle pani siadła na prom — mówił chłop — to jakby weszła do dworu: bo dwór zaraz za wodą.
— A może znacie pana Mielnickiego — spytała pani Latter.
— Jużci, niby znam... Póki nie miało się swego gruntu, to chodziło się na robotę i do pana Mielnickiego. Niczego szlachcic, ino trochę impetyk. U niego dać w gębę człowiekowi, to jakby kieliszek wódki wypił. Fertyczny pan, ale sprawiedliwy.
— Więc jedźmy! — rzekła pani Latter, czując, że ogarnia ją rozpaczliwe pragnienie, ażeby Mielnickiego ujrzeć czem prędzej.
„Gdyby teraz umarł — myślała — zabiłabym się, albo oszalałabym...“
Prędzej, prędzej... po spokojność, po zdrowie, może po życie!...
Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 01.djvu/302
Ta strona została uwierzytelniona.