Chłop flegmatycznie zwinął torbę z obrokiem i zaprzągł konie do wasąga. Niewygodnie było siedzieć, wasąg trząsł, snopek słomy usuwał się z pod pani Latter, ale ona nie zważała na to. Trzymając się wozu, śledziła wzrokiem mgłę, z której miał wynurzyć się dwór Mielnickiego — i ratunek.
Prędzej!... prędzej!...
Mielnicki dla pani Latter skupiał w sobie wszystkie interesa jej życia. Alboż nie on powiedział: „rzuć pensję od wakacyj... córkę wydamy zamąż, a syn weźmie się do roboty...“ Czy nie oświadczył, że gotów przeprowadzić rozwód, byle ona zdecydowała się wyjść za niego?... A czy nie on mówił: „pamiętaj pani, że masz swój własny dom. Zrobiłabyś krzywdę staremu, nie rachując na mnie, jak na Zawiszę...“ Albo te ostatnie wyrazy: „to, com powiedział, warte przysięgi, i nie zmienię słowa, tak mi, Boże, dopomóż!...“
Więc ona nie jest tułaczką, ani sierotą, ma na świecie człowieka, któremu może zaufać... A ten dom i ten człowiek, są o — tam... niedaleko stąd... Za godzinę, może prędzej, ona wejdzie do tego domu, stanie przed jedynym wiernym, jedynym uczciwym przyjacielem i powie mu:
„Straciłam wszystko i teraz pukam do twoich drzwi.“
A on:
„Trać, byle prędzej... Kiedykolwiek zajedziesz: w dzień, czy w nocy, znajdziesz gotowe mieszkanie...“
— Moje mieszkanie, w moim domu!... — zawołała pani Latter tak głośno, że wiozący ją chłop obejrzał się.
„A co ja mu wtedy powiem?... — myślała. — Tak mu powiem: daj mi kąt, gdzie mogłabym przespać dobę... dwie doby... tydzień... bo czuję, że mnie obłęd ogarnia...“
Nagle wasąg zatrzymał się w miejscu, gdzie gościniec przecinała droga boczna. Na owej drodze ukazał się powóz zaprzęgnięty we dwa dzielne kasztany, a w powozie jakiś gruby pan, zawinięty w burkę, z kapturem na głowie. Gruby pan zapewne drzemał; jego twarzy nie można było poznać.
Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 01.djvu/303
Ta strona została uwierzytelniona.