Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 01.djvu/309

Ta strona została uwierzytelniona.

Latter do swej sypialni, gdzie stały dwa wysoko zasłane łóżka i kanapka, kryta perkalem. Ściany były zawieszone obrazami treści wojennej lub pobożnej.
Pani Latter usiadła na kanapce i wlepiła oczy w jeden z obrazów, wyszyty włóczką i przedstawiający jakiegoś świętego. Z obocznej szynkowni dolatywał ją zaduch wódki, dym fajek i hałaśliwa rozmowa ludzi, czekających na prom. Patrzyła w obraz i myślała:
„Malinowska już musi być na pensji, a z nią jej wspólnik, Zgierski... Ciekawam, czy nie pogryzą się przy podziale łupu?... A jak musi triumfować Howardówna!... No, teraz zaczną się jej rządy i reformy. Nad wieczorem całe miasto mówić będzie, że uciekłam, a jutro... dowie się o tem nawet ten niedołęga Dębicki... Wyobrażam sobie jego baranią minę!... Zapewne pomyśli, że Bóg skarał mnie za niego.
Helenka naturalnie odpoczywa po serenadach, a Kazio...
Ach, czy podobna, ażeby z tak niewinnych istot jak dzieci, wyrastały takie straszne potwory jak ludzie.“
Weszła szynkarka.
— Jest prom?... — zapytała pani Latter, zrywając się z kanapy.
— Jeszcze nie, ale zaraz przyjadą... Tylko co ich nie widać... Może pani zgotować jajecznicy?... a może herbaty z arakiem?...
— Dajcie araku — rzekła cicho pani Latter, przypomniawszy sobie, że nie ma wina.
Karczmarka przyniosła małą flaszczynę araku i szklankę. Gdy znowu odeszła, pani Latter wylała wszystek arak do szklanki i wypiła duszkiem. Wstrząsnęła się; ogień uderzył jej do płuc i do głowy.
Spojrzała na zegarek: była druga po południu.
„Gdzie się ten czas podział?...“ — myślała zdumiona. Zdawało jej się, że najwyżej kwadrans przepędziła w izbie karczmarki.