Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 02.djvu/022

Ta strona została uwierzytelniona.

że ja i Femcia jesteśmy oburzone na Cenaderowskiego i że obie jesteśmy bardzo życzliwe panu Ludwikowi...
— Mnie się zdaje, proszę pani, że to ułoży się samo — rzekła doktorowa. — Zaczepiać pana Krukowskiego nie mogę, bo on zna nasze stosunki z domem państwa... Najlepiej zostawić to czasowi...
— Może pani ma sełuszność. Zresztą, jeżeli pan Ludwik zaczyna być zazdrosnym, to sprawa powinna wykelarować się w tych czasach...
— Sama przez się — wtrąciła doktorowa, zgóry ubolewając w duchu nad niepowodzeniem owej sprawy.
„Już ja widzę, że on zajął się Madzią od chwili jej przyjazdu; ale ani gonić za nim, ani też nawracać go Femci nie będę.“
Niebawem pani podsędkowa przypomniała sobie, że tak Madzia jak i jej matka potrzebują spoczynku i — pożegnała doktorowę. Panna Eufemja, przechodząc przez salon, zbliżyła się na palcach do łóżka Madzi i ucałowawszy w powietrzu jej włosy, położyła na kołdrze jakiś biały kwiatek i — zawsze pełna poetycznego uroku — znikła za drzwiami.
„O, starzeje się panna Eufemja — rzekła do siebie, nie bez zadowolenia, matka Madzi. — Robi się przesadzona, szyjka żółknie, dwadzieścia siedem latek przeszło...“
Madzia już zaczęła podnosić się, siadać na łóżku, nawet czytać książkę. W ciągu kilku ostatnich dni zrobiła ciekawe spostrzeżenie. Oto ile razy zbliżał się czas południowego posiłku, na który przynoszono jej rosół, skrobany befsztyk i kieliszek wina, w ogródku działy się dziwne rzeczy. Niewiadomo skąd zaczynały padać kamyki, potrącając gałęzie drzew, niekiedy tocząc się po dachu.
Zjawisko to Madzia tłomaczyła w sposób zarówno prosty, jak pesymistyczny. Murowany dom rodziców był stary i oczywiście zwolna rozsypywał się w gruzy, bo rodzice nie mieli go za co naprawić. Ale dlaczego proces rozsypywania trafiał się